Ciepła i uważna dłoń sunęła powoli po skórze, studiując jej każdy kawałek, każde tylko trochę wystające żebro. Trzeba było przyznać, w ostatnich miesiącach nie wyglądałem najlepiej. Nie wyglądałem nawet dobrze. Wprost? Źle, bardzo źle, jak trup dopiero co wyciągnięty spod ziemi.
— Nie zmieniaj tematu — parsknąłem nerwowo, bo po prostu nie miałem ochoty poruszać wątku mojej wagi. Nie teraz. Uderzyłem go delikatnie w dłoń. — Wąsy... — mruknąłem, ale nawet porządne rozpoczęcie zdania dane mi nie było, bo zostałem bezpardonowo uciszony ustami zielonookiego. Jęknąłem, cicho i z zaskoczeniem, a chwilę później poddałem się kompletnie i znowu mogłem rozkoszować się cytrusowym zapachem, szorstkimi wargami czy uważnymi palcami.
— Potem, jutro, po śniadaniu i rundce snu — stwierdził, odsuwając się ode mnie, a przecież nie pozwoliłem, chciałem więcej i więcej, i choć doskonale wiedziałem, że temat wąsów w końcu mi przepadnie, a w końcu wygrałem pieprzony zakład, to jednak to zignorowałem, a w odpowiedzi po prostu przyciągnąłem chłopaka do siebie, rozpoczynając kolejny pocałunek.
Moje dłonie zaplątały się w czarnych włosach, w płucach pozostały ostateczności tlenu, ale jednak było bardzo, bardzo przyjemnie, na mojej twarzy widniał uśmiech, na tej drugiej też był on widoczny.
Cudownie, idealnie, jęknąłem po raz kolejny, rozpływając się w cudzych ramionach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz