— Chodźmy na spacer, tylko pobiegnę po bluzę, bo pomimo słońca jest dzisiaj dość chłodno. — Opuściła salę, uśmiech nie schodził z jej twarzy, towarzyszył jej wieczny, taneczny krok, bardzo żwawy, skoczny. Poprawiłam rękawy za dużego swetra, w którym wręcz się topiłam. Prezent od dobrego znajomego, dawniej wręcz bił po oczach piękną, koralową czerwienią, teraz był już bardzo wyciągnięty, zmięty i wyblakły. Nie potrafiłam go wyrzucić, głównie z sentymentu, bo ten, który mi go podarował, siedział jakieś pięć wymiarów stąd, na robotach u dziadków. — Gotowa? Nie będzie ci zimno? — Wróciła prawie natychmiastowo, opatulona w szarą bluzę, uśmiechała się.
Odrobina troski, na którą zareagowałam jedynie chichotem, dość zduszonym i delikatnym, bo nikt nigdy nie powinien go usłyszeć.
— Nie, raczej nie, mam pod spodem podkoszulek. — Na dowód odsunęłam delikatnie dekolt swetra i pokazałam ciemny, szary materiał. Miał na sobie logo jakiegoś zespołu, nawet nie wiedziałam jakiego, wynalazłam go gdzieś w lumpie, spodobał się, to wzięłam. Logo zawierało kota w okularach, to czemu by nie? — Dziękuję za troskę — dodałam, gdy podchodziłam do niej w celu opuszczenia sali.
Biedny Nivan. Mógł sobie pobębnić, ale złe my.
Niech cierpi.
Ściągnęłam brwi, gdy dostrzegłam, że zdążył już wyhaczyć w tłumie Hopecrafta, posłać mu firmowy uśmiech numer cztery i zakołysać biodrami z błyskiem w oku.
— Co za dziwka. — Pokręciłam głową, śmiejąc się na myśl o Oakleyu, który gdyby chciał, podbiłby i przeleciał pół szkoły. Właśnie, gdyby chciał.
Zastanawiało mnie, co siedzi w głowie tego popaprańca. Z jednej strony wydawał się głąbem, który ma jeden cel. Zaliczyć. Nie, nie semestr. No, a potem wszystko szło na ścięcie, bo wystarczyło, że chłopak się odezwał, a ty wiedziałeś, po samym tonie i akcencie, że nie możesz się z nim równać. Potem jeszcze ten wzrok... Mówili, że nim zabijał, że wyglądał, jak psychopata.
Nie paraliżował dlatego. Paraliżował, bo widziałeś w nich spryt, to, jak kurewsko inteligentny był.
Przynajmniej ja to tak odczuwałam.
Dlaczego myślę o Oakleyu, a nie skupiam się na towarzyszce? Dlaczego ten bachor, co z tego, że jest starszy ode mnie, mnie tak intryguje?
Dziewczyna skończyła mówić, a ja miałam ochotę zabić się na miejscu, skoczyć z pobliskiego okna.
— Przepraszam, co mówiłaś? Zamyśliłam się?
Jestem okropną rozmówczynią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz