Dobra, może należało zmienić kolejność planu. Jestem prawie pewien, że jedzenie i sen mogą przyjść po chwili relaksu, bo dlaczego w końcu nie, a nie było nic lepszego od obudzenia się po udanym seksie, z pustym brzuchem, w ciepłych ramionach i w miarę wyspanym. Jutro zajęć żadne z nas nie miało, a nawet jeśli, to jeden dzień wolny raczej nikogo by nie zbawił. Zwłaszcza, gdy tym kimś był, pracujący ponad fizyczne możliwości i ograniczenia swojego organizmu, pan przewodniczący.
— Dexter, buty, przynajmniej to. Buty — mruknął, zarzucając jedną ze swoich nóg na moja. Przewróciłem oczami, zabierając się za rozsznurowywanie całych szkolnych cholerstw, zanim w końcu mogłem zbliżyć się do chłopaka, patrząc na niego z góry.
Był piękny. Oczywiście, że musiałem to zauważyć, nawet z podkrążonymi oczyma, sińcami nabitymi nie wiadomo gdzie i kiedy na łokciach i półżywym uśmiechem wyglądał seksownie, dlatego jedyne co mogłem zrobić, to zniżyć się nieco bardziej. Ręce przesunąłem na biodra chłopaka, całując go powoli i ospałe, właściwie bardziej prowokując zasypiającego Fomę do szybkiej pobudki. Czy mi tego brakowało? Zdecydowanie, nigdy nie będę miał go wystarczająco dosyć.
Drobne skubnięcia warg, ukradkowo ukradzione pocałunki i jedyne o czym mogłem myśleć, to leżący pode mną chłopak.
— Pracowity dzień? — spytałem, odrywając się na moment od jego ust.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz