Po prostu mnie... podniósł. Tak o, podciągnął w swoją stronę i nagle nie siedziałem już na nawet wygodnym krześle, a niosły mnie jego ręce. Szybko, sprawnie, bez problemu, po cich... No nie do końca, gdy usłyszało się krzesło uderzające o podłogę z hukiem. No cóż.
— Dexter — parsknąłem z nutką oburzenia, bo w końcu przerywał mi w ciągu pracy, a przy tym ze szczyptą rozbawienia, bo był taki cudowny, zabawny i kochany — muszę...
— Odpocząć — przerwał mi, podrzucając mnie lekko do góry, a ja wręcz pisnąłem ze zdziwienia. Tak, pisnąłem. I na tym zakończmy ten temat. Zaczął mnie nieść w stronę łóżka. — Najpierw się wyspać, potem zjeść coś normalnego, zrelaksować się w międzyczasie i porozdzielać większość tej niepotrzebnej, cholernej papierkowej roboty innym.
Prychnąłem, przewracając oczami. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić, zwłaszcza gdy papiery, które aktualnie uzupełniałem były przeznaczone dla zupełnie innej osoby, która tak po prostu zniknęła ze szkoły. No i na historyzm. Ale to zupełnie inna sprawa.
Westchnąłem, czując miękki materac pod plecami. Bo jednak miło było poczuć, jak twój własny kręgosłup w końcu może odpocząć. Tak no. Przyjemnie. Jak zawsze z Dexterem.
Uśmiechnąłem się, gdy chłopak spojrzał na mnie z góry. Z miłością, z czułością, z troską, z iskrą w ukochanych, szmaragdowych oczach.
Odchrząknąłem.
— Dexter, buty, przynajmniej to. Buty — mruknąłem, a przy tym zarzuciłem nogę na tę jego, jakby po cichu upewniając się, że nie ucieknie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz