— I właśnie dlatego miałaś mieć zamknięte oczy — prychnął, podchodząc do mnie i zakrywając mi oczy. Dłonią w rękawiczce. — Jeżeli to wyjdzie poza ten pokój, twój problem zdrowotny stanie się problemem śmiertelnym, zrozumiano? — zapytał beznamiętnie i zimno, a ja drgnęłam, choć nie chciałam. Bo oboje wiedzieliśmy. On, że nie jestem aż tak głupia, a ja, że choć pewnie zrobiłby mi krzywdę, pewnie i dużą, to nie zabiłby. A przynajmniej tak uważałam.
Dwa oddechy. Jeden lekko przyspieszony, nerwowy i zły, szorstki, powstrzymujący się od zaatakowania. Drugi delikatniejszy, choć też rozedrgany i niespokojny, bo nie ufał, nie wiedział, co się stanie. Bojaźliwy.
— Długo i nie twój biznes — mruknął, stukając w mój mostek. I ponownie odetchnęłam, w ciele rozeszło się ciepło, ni przyjemne, ni nieprzyjemne, po prostu - ciepło.
Czas mijał w niepokojącej ciszy, puls przyspieszył wraz z pracą płuc, ja nie wiedziałam, co robi, a od niego biło skupienie i perfekcyjność, dbałość o szczegóły. Bo prawdopodobnie jeden błąd, a ja mogłabym na tym łóżku wyzionąć ducha.
— Możesz otworzyć oczy, ale nie wstawaj jeszcze, parę minut minie, zanim organizm się zrozumie, że nie ma potrzeby czuć się wymęczonym — polecił, a ja otworzyłam oczy, czując, jak zabiera dłoń w rękawiczce.
Ruszył do łazienki, a ja obróciłam się za nim, podążyłam wzrokiem, opuszczając trochę powieki, bo jednak byłam senna, zmęczona, a przynajmniej tak mi się wydawało. Zdjął drugą rękawiczkę, delikatnie i powoli, a ja ujrzałam drugą dłoń, w dokładnie takim samym stanie co pierwsza. Wyjął jakąś maść i zaczął uważnie rozprowadzać ją na zniszczonej skórze.
— Z czego to maść? — zapytałam cicho, podnosząc się troszkę do góry.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz