Błękitne oczy były smutne. Bardzo smutne, bez ukochanej iskry, twarz beznamiętna.
— Wiem. Ja przepraszam. Nie wiń się. Przepraszam. Tak, przepraszam. Tak — wyrzucił z siebie potok słów, opuszczając wzrok.
Był spięty. Widziałam to po podniesionych ramionach, dłoniach zaciśniętych w pięść. To smutne widzieć tak energiczną osobę, na której widok moja twarz bez długiego namysłu sama się rozpromieniała, osowiałą. Tak, zdecydowanie. Ale przecież każdy ma gorsze chwile, zwłaszcza ten kucający przede mną pan nieidealny, a jednak perfekcyjny.
Odwróciliśmy wzrok w tym samym momencie. On zerkał kątem oka na mnie, ja na niego, ale pomiędzy nami stał mur zbudowany z ciszy, niewypowiedzianych słów i niezręczności całą sytuacją. Westchnęłam, zaczynając bawić się swoimi włosami, kręcąc lok na palcu nerwowo. Nivan bez słowa ponownie zanurkował pod łóżko, uważnie przeszukując zakurzoną podłogę, ale nic z tego nie wyszło, bo gdy znowu się wyprostował, twarz jeszcze bardziej posmutniała.
Po raz kolejny wypuściłam powietrze z płuc i zdjęłam jakiś zagubiony pyłek kurzu z rozczochranych włosów.
— Dziękuję. Przepraszam. Naprawdę. — Znowu się pogubił, znowu opuścił wzrok, znowu było nie tak.
A ja nie powiedziałam słowa, zamiast tego pokręciłam głową i wzięłam chłopaka w swoje objęcia, głaszcząc go po głowie.
— Niv, co się dzieje? — szepnęłam mu do ucha, nie zdejmując dłoni z niebieskich włosów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz