— Armagedon — oświadczyłam, patrząc kątem zielonego oka na chłopaka, który drgnął. Podskoczył, bo w końcu wyrwałam go z tego tajemniczego zamyślenia. Parsknęłam śmiechem.
— No to tego u mnie nie znajdziesz, spokojnie — mruknął, uciekając wzrokiem i schował dłonie w kieszenie, a jego głowa poszła w dół i po prostu się... zgarbił. Jak to tak, iść zgarbionym, przy damie? — No, a co tam u ciebie? Jak zdrowie, relacje... Szkoła? Nie umiem zagajać tematu — stwierdził, uśmiechając się pod nosem i spoglądając na mnie.
— Zdecydowanie nie potrafisz — zgodziłam się z niebieskowłosym chłopakiem, parskając głośnym śmiechem. Śmiechem, którego zdecydowanie mi brakowało. — Zdrowie? Chyba dobrze, sama nie wiem. Krew mi się z nosa nie leje, a ja sama nie mdleję — mruknęłam, wzruszając niedbale ramionami. Bo w końcu niektóre rzeczy warto przemilczeć, zwłaszcza te, które dotyczą pana Hopecrafta. — Co do szkoły, to jak zawsze, oceny dobre, rodzice zadowoleni, Foma też dumny — powiedziałam, nie skrywając drobnej pychy i zadzierając nos do góry. — A u ciebie? Żyjesz, nie żyjesz, słyszałam, że ostatnio Mińskowi podpadłeś? — zapytałam, dając mu delikatnego kuksańca w bok. — I proszę cię, Niv, prezentuj się jakoś i się nie garb, bo jeszcze wylądujesz na jakiejś wieży z dzwonem. A ja nie planuję być twoją cyganką, przepraszam. Nie ten typ urody. — Zagwizdałam, ręce splatając za moimi plecami i dwa razy stukając obcasem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz