piątek, 15 grudnia 2017

Gdzie jest Gienio? [4]

— Bardzo chętnie. Ale nie masz przerażającego bałaganu, prawda? Bo wtedy prawdopodobnie po prostu będzie trzeba posprzątać — powiedziała z uśmiechem na ustach, zdecydowanie często się uśmiechała, podobnie, jak ja przy niej. Tak często szczerzyłem się chyba tylko przy blondynce, jak mam być szczery. Miała to coś. Przewróciłem oczami.
— Zależy, co rozumiemy przez słowo bałagan, wiesz, są różne definicje, bałagan w stylu armagedon, czy bałagan w stylu jedna skarpetka na krześle? — Podciągnąłem rękawy koszuli, gdy przemierzaliśmy powoli szkolne korytarze i korytarzyki. Budynek był potężny, nie ma co, miałem wrażenie, że dostanę w nim agorafobii, bo jak dotąd zawsze przesiadywałem w małych przestrzeniach. Mieszkanko M3, mała szkoła, piwnica, gdzie grywałem z kolegami. Jedynym większym miejscem, w którym przebywałem, był dom... Jego dom.
— Armagedon. — Wyrwała mnie nagle z zamyślenia, w którym nagle się utopiłem, zaginąłem, co od dawna mi się nie zdarzyło. Nie należałem do typu odpływającego, uciekającego w chmury, marzącego o niebieskich migdałach. Ziemia była mi o wiele bliższa niż strefy eteryczne.
— No to tego u mnie nie znajdziesz, spokojnie — mruknąłem, wciskając dłonie w kieszenie i łapiąc garba. Wymuskane dziewczę dziarsko kroczyło przed siebie, widać było, że czuje się już ciut lepiej i nie drży, jak Chihuahua po wyjęciu z torebki. Nie powiem, uspokoiło mnie to i to bardzo. — No, a co tam u ciebie? — Nieporadne przerwanie ciszy, która, mimo że przyjemna, to prosiła się o ukrócenie. — Jak zdrowie, relacje... Szkoła? Nie umiem zagajać tematu. — Westchnąłem cicho, uśmiechnąłem się pod nosem i zerknąłem na nastolatkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis