piątek, 22 grudnia 2017

Gdzie jest Gienio? [12]

— No to... zabieramy się do roboty! Ale gdyby coś się działo Niv, zawsze możesz do mnie przyjść, ok? — Wręcz kicała z radości, a mi pozostawało tylko przewrócić oczami, bo dziewczyna była zdecydowanie zbyt energiczna i radosna, a jej optymizm potrafił przytłoczyć dosłownie każdego. Podobna do tej parszywej czarnoskórej, która ciągle wyganiała mnie od bębnów, tyle że blondynka była miła i ją lubiłem.
— Tak, tak — mruknąłem beznamiętnie, ponownie rozglądając się po pokoju. Podszedłem do łóżka i tym razem zacząłem przetrząsać pościele. Podnosić poduszki, kołdry, zerkać za materac, pod materac, na materac. Wręcz słyszałem, jak wydyma usta i nie jest uszczęśliwiona z mojej reakcji.
Jednakże ze swoim zapałem i wręcz dziecięcą radością zaczęła przetrząsać pokój razem ze mną. Pewnie momentami miała ochotę założyć rękawiczki, szczególnie gdy trzeba było przerzucić jakąś część mojej garderoby, która akurat postanowiła ułożyć się na czymś, co mogło przypominać pluszaka, a koniec końców okazywało się jakimś papierem, albo kapciem, albo czymkolwiek.
Przecież ja nawet kapci nie nosiłem, współlokatorzy raczej też.
Nic, zero, non, null. Usiadłem na łóżku i soczyście przekląłem, burmusząc się jak kot srający na płocie. Blondynka zgromiła mnie wzrokiem, ale zaraz pokręciła głową, a uśmiech wtargnął na jej twarz. Ten ładny, przyjemny dla oka uśmiech.
Nagle zadzwonił telefon. Mój telefon. Wytargałem go z kieszeni i grymas zniknął krótko po tym, jak zobaczyłem „Mamut” na wyświetlaczu. Przeprosiłem dziewczynę i odebrałem.
— Nivan coś ty znowu narobił, że mnie tam wzywają? — Ciepły głos. Ukochany. Utęskniony.
— Też cię kocham. Dopiero teraz z tym do mnie dzwonisz?
— Dobierałam słowa, żeby cię opiórkać, Nivciu.
— I jak?
— Tak, jak słyszysz. Co robisz? Jak oceny? Wróć, o tym już wiem. — Przewróciłem oczami, słysząc przekąs w jej głosie. Zaśmiała się melodyjnie.
— Gienia szukam. Znowu mi gdzieś uciekł.
— Nivan! — Jeszcze głośniej parsknęła. — Grałeś ostatnio na perkusji albo ćwiczyłeś te swoje pląsy pląsiki?
— Taekwondo, mamo. No i tak, a co?
— Plecak.
Olśnienie. Gdyby była taka możliwość, to nad moją głową zalśniłaby jasno żaróweczka, dokładnie tak, jak w każdej tej kreskówce. Piętnastokrotne powiedzenie „Kocham cię” do słuchawki, wytarganie żyrafy z wyżej wymienionego miejsca, krótka pogawędka i pożegnanie, bo mam przecież gościa, który mnie obserwował i cały czas uśmiechał się promiennie, z rumieńcem na twarzy i błyszczącymi oczami.
Zamachałem radośnie pluszakiem w stronę dziewczyny, szczerząc się jak głupi bachor, którym dalej po części byłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis