czwartek, 14 grudnia 2017

Gdzie jest Genio? [1]

Dni mijały. Szybciej lub wolniej, środek semestru zbliżał się wielkimi krokami, Foma dalej pozostał zagubiony w swoim własnym królestwie i dokumentach, podobno Dexter wręcz wpychał w niego jedzenie, a blondyn na pytanie typu "to czy to" bardzo często odpowiadał po prostu... "tak". No cóż.
Ja za to byłam zdecydowanie żywsza, choć rumianych policzków czy stabilnych nóg nie miałam dalej. Ale przynajmniej nie mdlałam przy każdym podniesieniu się z fotela.
I oto Niv. Na parapecie. Machający nogą, wyglądający smutno za okno, z dłonią zaciśniętą na końcu parapetu. Coś go gryzło, zdecydowanie.
— Co z tobą? — zapytałam, a on opuścił wzrok i podniósł brew. Spróbowałam wskoczyć na parapet, co niezbyt mi wyszło. Drugi raz. Po raz kolejny się zsunęłam. Kolejne trzy razy. Nic z tego. Niebieskowłosy parsknął śmiechem, prychnął i w końcu złapał mnie w talii, po czym wciągnął do siebie. — Dzięki — mruknęłam, uśmiechając się szeroko. — No to jak? Siedzisz jak na szpilkach.
— Zgubiłem coś. — Odpowiedział cicho, opuszczając wzrok. Oho.
— A co dokładniej? — dopytałam się, przysuwając się bliżej i próbując spojrzeć mu w oczy. Oj, Niv, doskonale wiesz, że nie odpuszczę.
— Gienia
— Gienia? — Podniosłam brew zdezorientowana.
— Gienia.
— A kto to Gienio, jeśli mogę wiedzieć?
Nachylił się nad moim uchem, a ja czułam jego oddech we włosach. I stokrotki.
— Moja pluszowa żyrafa — szepnął cicho.
— Oh. — Jedyna odpowiedź, która w tym momencie mogła wyjść zza moich warg.
No... Po prostu się nie spodziewałam. A następnie pokiwałam głową, na twarz przyjęła skupiony wyraz i...
— To kiedy zaczynamy szukać? — zapytałam, uśmiechając się szeroko. Bardzo szeroko, bo Niv był po prostu słodki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis