— A ty Jocelyn,
dobrze zapamiętałam? — spytała dziewczyna. Pokiwałam głową, nie
wiedząc, co powinnam powiedzieć. — I dzięki, chętnie skorzystam z
propozycji.
— Mam w pokoju, chodź — starałam się do niej
uśmiechnąć, ale chyba marnie mi to wyszło. Szybko zarzuciłam próby.
Chyba nie można na kimś zrobić dobrego wrażenia, po tym, jak upaćkało
się go farbą. Westchnęłam i ruszyłam przed siebie. Z tego korytarza do
mojej sypialni było dosyć blisko, przejście tam zajęło nam jakąś minutę i
dwanaście sekund. Przez całą drogę nie wypowiedziałam ani jednego
słowa, ale Vene
to chyba nie przeszkadzało. Lustrowała otoczenie swoimi wielkimi
oczyma, co jakiś czas zatrzymując na czymś dłużej wzrok. Co chwila
oglądałam się w jej stronę, bo jej obecność była w pewien sposób
urzekająca.
— Nie chciałam Cię ubrudzić — powiedziałam w końcu, powodując jeszcze bardziej niezręczną atmosferę między nami.
Zwróciła swoje oczy, które do złudzenia przypominały sarnie:
— Zdarza się.
Nie
wiedziałam co odpowiedzieć, więc zamilkłam. Nie potrafiłam przejrzeć
tej dziewczyny, a to nieco mnie fascynowało, a nieco irytowało.
Zazwyczaj od początku znajomości miałam o kimś zdanie, a tej dziewczyny
po prostu nie dało się przyporządkować.
Pchnęłam drzwi do pokoju, wpuszczając Vene
do środka pierwszą. Szybko skierowałam się do mojej szafki, dość szybko
odnajdując odpowiednią buteleczkę. Złapałam także gąbkę i znów
podeszłam do dziewczyny. Przez różnicę wzrostu pomiędzy nami nie
musiałam się prawie schylać. Prędko usunęłam plamę, która na szczęście
nie zdążyła jeszcze do końca zaschnąć.
— Dziękuję. — Vene na moment popatrzyła mi w oczy, a potem zniknęła za drzwiami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz