czwartek, 30 listopada 2017

Wspomnienia sobotniej nocy [8]

— Na razie dojdźmy do akademika, później przekażę panu dokładne koordynaty. — Wręcz słychać było, jak się uśmiecha...
Nie wiem, czy uśmiech można usłyszeć, raczej nie, było to fizycznie niemożliwe. W końcu nasze mięśnie, nasz organizm za bardzo nie wydaje dźwięków przy ruchach. Nie licząc strzelania, czy jęku przepełnionego udręką. Także tak, uśmiechu usłyszeć za bardzo nie było jak. Tak właściwie to pomyślałem o tym tylko ze względu na opowiadania autorek pewnych... Dość dziwnych historii, które uważały, że takie pomysły, jak słyszenie uśmiechu, czy zmieniający się nagle kolor oczu, są niezwykłe i zachwycają czytelnika.
Nie pytajcie, skąd to wiem.
Wcale nie czytam o idolach nastolatek...
Wcale.
Pokręciłem szybko głową i ponownie skupiłem się na pilnowaniu kroku, dziewczyny i otoczenia, bo o stłuczkę na tym polu pasących się baranów nie było trudno, jak mam być szczery. Moje żebra były już w opłakanym stanie, siniaki wcale nie znikały, a do tego miałem wrażenie, że moja nerka za chwilę padnie.
Każde zerknięcie w naszą stronę nagradzałem spojrzeniem typu piątego, czyli "Błagam odkurw się".
Powinienem odłączać tryb Matki Teresy, ostatnio ten Rudzielec, teraz panienka z balu.
Panienka z balu.
Kolejny ostrożny krok. Szliśmy dość wolno, jak mam być szczery. Bardzo nie chciałem, żeby mi po drodze zasłabła, albo nagle zaczęła ciągać stopami po ziemi.
— Umm. Tak właściwie, to... Jak masz na imię? — spytałem, chcąc zabić wiszącą nad nami ciszę, która poczynała mi już dokuczać, bo stanowczo bodła mnie swoimi widełkami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis