poniedziałek, 27 listopada 2017

Wspomnienia sobotniej nocy [4]

— Jest ok. Dziękuję.
Po co pytałem, skoro wiedziałem, że skłamie? Wszystko jest tak proste, na wyciągnięcie ręki, tak banalne, a ja... A ja zawsze szukam na okrętkę, zawsze staram się obrać dłuższą drogę, zawsze wszystko utrudniam.
Dlatego sprawa się rypła. 
Chociaż z drugiej strony. To miłe, gdy ktoś dba... Troszczy się? No, nawet zapyta o to, czy wszystko jest dobrze. Może jednak nie było tak źle? Ja...
Ja zaczynam pierdolić głupoty. 
Delikatne potrząśnięcie głową, powrócenie do rzeczywistości, bo nie ma co uciekać tam, gdzie niebo jest czystsze, a trawa zieleńsza.
— Na pewno? — Lekko się nachyliłem, zerkając z nastolatki z dołu. Była młodsza. Zdecydowanie.
J'adorerais.
Głos zabrzęczał mi w uszach, przypominając mi o tamtym wieczorze. O gładkich ruchach dziewczyny, o tym, jak płynęła w tańcu. Jak oddawała się muzyce, a świat tracił dla niej jakiekolwiek znaczenie. Po prostu błyszczała, a jak duch, jedynie ją podtrzymywałem, by nie spadła nieszczęśliwie, by nie zrobiła sobie krzywdy, co i tak było mało prawdopodobne, patrząc na to, jak dobrze panowała nad swoim ciałem, jak dbała o każdy szczegół.
Może wszystko idealizuję, ale muszę przyznać. Panna... Panna... Właśnie, imię. Bo koniec końców go nie zdradziła. Wracając, miała w sobie to coś. Coś, co sprawiało, że nie sposób było oderwać od niej oczu.
Nawet, teraz gdy prawie ryczała, siedziała z tamponem w nosie, a skóra przypominała odcieniem bardziej ścianę, bądź truposza, a nie młodą, piękną, rumianą dziewczynę.
— Pomóc ci dotrzeć do pielęgniarki? Albo pokoju? — Znowu głupie pytanie.
I tak to zrobię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis