sobota, 25 listopada 2017

Wspomnienia sobotniej nocy [2]

Uśmiech podbijający rumiane policzki, tak mocno odznaczające się na jasnej skórze dziewczyny. Za jasnej. Za bladej. Wręcz trupiej, białej, jak ściana.
Ściągnąłem brwi.
Śmiałe kroki, kierujące mnie bliżej towarzyszki, z którą zdążyłem już się spotkać, zatańczyć, cokolwiek.
— Bonjour.
Nie wiedziałem, czy przywitała się ze mną, czy może jednak ze strużką krwi, która jak na zawołanie popłynęła z drobnego, nieco zadartego noska.
Drobna dłoń powędrowała do twarzy, ze znudzeniem w oczach, czystym, emanującym spokojem. Jakby całkowicie spodziewała się tego, co właśnie nastąpiło. Uniosłem delikatnie brwi, widząc, jak zapewne jeszcze ciepła ciecz powoli spływa po jej ustach i szczupłych palcach, które delikatnie ujmowały krwawiącą część ciała.
Kap. Kap. Kap.
Farba płynie jak po płótnie.
Rozlewa się.
Dobrze znasz ten widok.
Wyjąłem paczkę chusteczek z tylnej kieszeni spodni. Beznamiętnie ją otworzyłem, podałem jedną dziewczynie. Przytknęła ją do buzi, poczęła wycierać się z juchy. Ślady po niej brzydzą, zawsze. Brudne, czerwono-brązowe, tak charakterystyczne i paskudne. Chwyciłem kolejny kawałek papieru, zwinąłem go w „tampon”, dość cienki, byle zmieścił się w nozdrzu dziewczyny.
Upchnęła go, krzywiąc się lekko. Nie wiem, czy z bólu, czy z faktu, że nie chciała tego robić. No, a może była już znudzona, bo zdarzało się to zbyt często? Nie wiem, nawet nie wiem, czy chcę wiedzieć.
— Potrzebujesz usiąść? — Nachyliłem się lekko nad blondynką. Pokręciła głową z uśmiechem, z typowym dla butnych dzieciaków wyrazem twarzy, który wręcz krzyczał „Nie potrzebuję twojej pomocy”. Słaniała się jednak na nogach, delikatnie zachwiała.
Więc mimo lekkiego zaparcia w poczynaniu ruchów przez nastolatkę, chwyciłem ją pod ramię i pokierowałem do najbliższej korytarzowej ławki, sadzając ją na niej. Rzekłbym, że zrobiłem to siłą.
— Jak się czujesz? — Głos drgnął, na końcu, delikatnie przesiąkł troską.
Źle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis