Z grymasem na twarzy, związałem kłaki w kitkę "samuraja", bo nic innego nie mogłem z tym zrobić. Największy minus mojej fryzury, jak ma gorszy dzień i się zbuntuje — za Chiny nie ułożysz. Zostało mi tylko spędzić resztę dnia jako jajko. Brzydkie, niebieskie jajko. Wspaniale.
O dziwo, jajko utrzymało się prawie przez cały dzień latania po szkole, przepychania się między ludźmi, przepełnionego przypadkowymi pociągnięciami za włosy, bo w końcu każdemu się zdarzało, prawda? Musiałem tylko co jakiś czas zaciągać kitkę, żeby poprawić gumkę, tak, jak teraz, siedząc na korytarzowym parapecie i powtarzając historię, która za bardzo mnie nie lubiła [a ja nie lubiłem jej].
Zamknąłem z westchnięciem książkę i przetarłem ze zmęczeniem twarz. Muzyka na uszach nie pomagała, litery pląsały po kartce, daty zlewały się w jedną breję, a ja miałem stanowczo dosyć tego wszystkiego.
Podniosłem głowę, by dojrzeć naprzeciwko siebie dziewczynę. Znajomą dziewczynę. Podpierającą ścianę dziewczynę. W ten sam sposób zadzierającą nosek tak samo dumną i wyprostowaną. Z błyskiem w oku, ale zdecydowanie szczeniacką postawą.
Posłałem jej delikatny uśmiech, gdy napotkała mnie wzrokiem.
Tak, zdecydowanie z nią przyszło mi tańczyć na balu, który wspominałem dosyć miło, nie powiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz