A jednak. Stałem przed tablicą informacyjną na szkolnym korytarzu, gapiąc się w nią bezmyślnie i trzymając kubek z parującą cieczą w dłoni. Powinienem kupić sobie nowe okulary. Pilnowanie soczewek robi się męczące... I miałem pogadać z Wandą, sama mnie o to prosiła. I z Dexterem. I z Herą. I zadzwonić do rodziców. I oddać koszulę do krawcowej, bo guziki, tajemniczym sposobem, znowu odpadły. I może w końcu sprowadzić swojego kota... Argh, tyle rzeczy do zrobienia i, choć dużo czasu, to po prostu nie miałem ochoty i siły, by to wszystko załatwić, jak proste to nie było. Równie dobrze mógłbym wyjechać hen, hen daleko, tak jak zrobiła to Heather, znikając bez słowa. Przynajmniej tam nie musiałbym się niczym przejmować...
Westchnąłem i odwróciwszy się na pięcie, ruszyłem przed siebie, oczywiście bezmyślnie, bo gdzie miałem iść? Powoli snułem się przez korytarz, jak we śnie (a w nim aktualnie żyłem, moje chęci do wszystkiego osiągnęły poziom krytyczny). Ta bezmyślność miała duży wpływ na to, co zrobiłem chwilę później. Po prostu, wpadłem na kogoś z kubkiem kawy, nie oszczędzając oczywiście czyjegoś mundurka.
– O boże, przepraszam! – zawołałem, odzyskując równowagę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz