Wakacje dłużyły się niemiłosiernie, nie byłem sam pewien dlaczego. Z jednej strony cieszyłem się, że ta nędzna namiastka człowieczeństwa (a raczej wszyscy jej przedstawiciele) zdecydowali się opuścić szkolne mury i dać mi odpocząć. Wolałem nie spędzać wakacji z nadpobudliwymi nastolatkami, którym lato przyniosło zew wolności. A potem alkohole, narkotyki i ciążowe wpadki, nie żebym miał do tych dwóch pierwszych coś przeciwko, ale dzieciarnia nie umiała panować nad własnym alkoholizmem. W przypadku męskich bachorów dodatkowo dochodził popęd, skory do rzucania się na wszystko, co się rusza i nie ucieka przed nimi na drzewo. Skrzywiłem się na wspomnienie kotopodobnego, który prześladował przez dłuższy okres czasu jedną z naszych uczennic.
Zagrzebałem się ponownie, wraz z rozpoczęciem roku szkolnego, w upierdliwą robotę papierkową, która tylko na wakacje nieco zwolniła tempo, ale kołowrotek zaczynał kręcić cię od nowa. Ku mojej rozpaczy i radości urzędników, którzy tylko czyhali na źle podpisane druczki.
Zostań dyrektorem, mówili. Nic nie będziesz musiał robić, mówili. Chuja tam, wybili mnie na wszystkich frontach, teraz oni byczą się w rajskich ogrodach, dziewiczych gajach, a ja szlajam się po bibliotece szkolnej jak cień, próbując negocjować z upierdliwym duchem. Zostawianie mu niematerialnych przekąsek zostało (słusznie w sumie) uznane za próbę przekupstwa, w rezultacie duch rozpoczął batalię. I teraz już nikogo nie wpuszczał do swojego przybytku.
— Cześć. Dawno nie rozmawialiśmy, prawda? — O kurwa. — Chciałem przeprosić za tamto. Nie powinienem był naruszać twojej przestrzeni bez pozwolenia. Przyniosłem wino na dopełnienie moich przeprosin czy coś takiego. Cholera to wie. — Zostawiłem nieogarniętego dzieciaka. I nadal miałem nieogarniętego dzieciaka, chociaż na pierwszy rzut oka wyglądał jak odwrócone odbicie lustrzane.
— Że jak...? — wymamrotałem pod nosem.
Zagrzebałem się ponownie, wraz z rozpoczęciem roku szkolnego, w upierdliwą robotę papierkową, która tylko na wakacje nieco zwolniła tempo, ale kołowrotek zaczynał kręcić cię od nowa. Ku mojej rozpaczy i radości urzędników, którzy tylko czyhali na źle podpisane druczki.
Zostań dyrektorem, mówili. Nic nie będziesz musiał robić, mówili. Chuja tam, wybili mnie na wszystkich frontach, teraz oni byczą się w rajskich ogrodach, dziewiczych gajach, a ja szlajam się po bibliotece szkolnej jak cień, próbując negocjować z upierdliwym duchem. Zostawianie mu niematerialnych przekąsek zostało (słusznie w sumie) uznane za próbę przekupstwa, w rezultacie duch rozpoczął batalię. I teraz już nikogo nie wpuszczał do swojego przybytku.
— Cześć. Dawno nie rozmawialiśmy, prawda? — O kurwa. — Chciałem przeprosić za tamto. Nie powinienem był naruszać twojej przestrzeni bez pozwolenia. Przyniosłem wino na dopełnienie moich przeprosin czy coś takiego. Cholera to wie. — Zostawiłem nieogarniętego dzieciaka. I nadal miałem nieogarniętego dzieciaka, chociaż na pierwszy rzut oka wyglądał jak odwrócone odbicie lustrzane.
— Że jak...? — wymamrotałem pod nosem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz