czwartek, 9 listopada 2017

Czerwony jak... Cegła? Mak? Krew? [1]

Spanie pięć godzin to dla mnie zdecydowanie za mało. Wywlekłam się z łóżka o siódmej, czyli zbyt późno, żeby w spokoju zjeść śniadanie, ale zdecydowanie zbyt wcześnie, żeby myśleć trzeźwo. Ubierałam się niemal w transie, a mundurek wydawał się szorstki, jakby poprzedniego wieczoru ktoś umyślnie usmarował go woskiem. Potykając się kilka razy o własne nogi z gracją, która kotu nie przystoi, w końcu wyszłam z pokoju. Idąc korytarzem, słyszałam odległe pobrzękiwanie sztućców ze stołówki. Lekko zaburczało mi w brzuchu, jednak nie zmieniłam kierunku. Zanim się obejrzałam, już pchnęłam drzwi wejściowe i wyszłam na dwór. Odetchnęłam głęboko, czując jak moje płuca wypełniły się czystym tlenem. Przetarłam oczy i ruszyłam przed siebie. Nie kierowałam się w żadnym konkretnym kierunku, zwyczajnie spacerowałam. Nagle usłyszałam jakiś dźwięk. Nadstawiłam uszu. Nucenie, dochodzące prawdopodobnie z lasu. Powoli, raczej się skradając, niż idąc, skierowałam się w tamtą stronę. Pod osłoną drzew poczułam się bezpieczniej, stanęłam w bezpiecznej odległości i obserwowałam nucącą dziewczynę zza drzewa. Wydawała się zdenerwowana.  Czując się już bezpieczniej, podeszłam jeszcze kilka kroków. Dziewczyna zesztywniała i powoli odwróciła się w moim kierunku. Wydawała się przerażona moją obecnością:
— K-kto t-tam? — zapytała drżącym głosem. Skupiłam swoją uwagę na jej paznokciach. Zdawały się być przezroczyste. Znów spojrzałam na jej twarz. Po policzku płynęła jej pojedyncza łza.
Zmarszczyłam brwi. Dziewczyna była chyba jakaś przewrażliwiona. Rozumiem, stresująca sytuacja, jednak żeby aż płakać?
Wyszłam z cienia drzew, stając naprzeciw niej. Dziewczyna się skurczyła, starając się wyglądać jakby była mniejsza. Co za ironia losu, biorąc pod uwagę, że pewnie byłam jedną z najniższych uczennic z całej szkoły.
— Co tu robisz? — spytałam ostro. — Zaraz się zaczną lekcje, nie chcesz iść do klasy w tym stanie, wyglądasz żałośnie. Kim ty w ogóle jesteś i skąd wzięłaś ten super lakier?
Najwyraźniej teraz zdumienie wzięło górę nad strachem.
— Już tak późno? — spytała zdziwiona, po czym uniosła dłoń. — Nie używam lakieru.
Skonsternowana, znowu zmarszczyłam brwi:
— Ale jak to?
Popatrzyła na mnie dziwnie, po czym po prostu ruszyła z powrotem do szkoły. Patrzyłam za nią zamyślona. Na pewno mi się nie przewidziało. Albo kłamała na temat lakieru albo chodziło o coś innego. I ja koniecznie dowiem się co.

~~*~~

Wychodząc z drugiej lekcji, podążyłam wraz z tłumem. Z moim wzrostem torowanie sobie drogi wśród wielu uczniów było niemal niemożliwe. Zerknęłam w lewo i zauważyłam dziewczynę, która rano nuciła w lesie. Przesunęłam się kawałek w jej stronę:
— Spotkaj mnie dziś popołudniu w bibliotece. — Żeby mnie usłyszała, musiałam krzyknąć. Gwar rozmów skutecznie tamował zwykłą rozmowę.
Dziewczyna wydawała się przerażona, ale i tak posłusznie skinęła głową. Ruszając dalej z tłumem, uśmiechnęłam się triumfująco.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis