niedziela, 26 listopada 2017

Barwne odnowienie znajomości [1]

Przetarłam oczy, odłożywszy lornetkę i zamrugałam parokrotnie, mrużąc je. Wszystko zaczęło mi się rozmazywać, a ból głowy dawał mi znać, że powinnam przestać gapić się na mapy, szukając kogoś, kogo i tak pewnie nie znajdę. Ironicznie. Przeszukałam kieszenie mundurka, po czym wyciągnęłam z jednej z nich półokrągłe okulary, które zaraz włożyłam na nos. Wszystko od razu stało się wyraźniejsze i mogłam w końcu ruszyć się z parapetu bez ryzyka, że może jednak wyjdę oknem. Rozsunęłam zasłony, za którymi byłam cały czas schowana, składając mapę. I wtedy zostałam zaatakowana przez ogon. Wzdrygnęłam się zaskoczona, odruchowo cofając się o krok, ale zdążył mnie pacnąć.
Przyjrzałam się właścicielowi mojego "napastnika", w oczy od razu rzuciła mi się znajoma ruda czupryna z kocimi uszami. Jak się dziewczyna nazywała? Joy? Niee, jakoś dłużej. Hmm... Jocelyn! Tak, Jocelyn. W sumie Joy mogłoby być zdrobnieniem.
— ...Vene, prawda? — Mrugnęłam, wracając duchem do rudowłosej kotołaczki i kiwnęłam głową na znak potwierdzenia. Yup, na całe me szczęście nadal byłam Vene.
— A ty Jocelyn, dobrze zapamiętałam? — spytałam dla pewności.
Podążyłam za wzrokiem dziewczyny, patrząc na plamę na mojej marynarce i przypomniałam sobie o pacnięciu ogona oraz słowie "rozpuszczalnik", które doleciało do moich uszu, gdy odpłynęłam, a dziewczyna coś mówiła. Ah, usunąć plamę. No tak, przydałoby się.
— I dzięki, chętnie skorzystam z propozycji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis