W sumie to sam nie wiem, czego oczekiwałem, ale zdecydowanie czas upływał zbyt szybko. Pokój był pusty, smętny, a cały świat wydawał się pozbawiony dobrego smaku. Coraz częściej czułem się zirytowany komentarzami rzucanymi w teorii przez przypadek, w praktyce doskonale zdawałem sobie sprawę, że sprawcy zwyczajnie mają mylne wyobrażenie na temat idealnego wizerunku, jaki sobie umyślili.
Oddychaj, James, zanim zaczniesz wrzeszczeć. Wspominałem niedawną sytuację z Wandą, kilka dni przed całkowicie nagłym zniknięciem Heather, za co oberwałem po głowie od blondynki. Co ja poradzę, że akurat smarkuli jak byk się należało. Tyle wrzasku, tyle krzyku, a jak przyszło co do czego, to granie niewiniątka zawsze w cenie.
Rozejrzałem się wokoło, szukając wzrokiem dziewczyny ze zdjęcia, które wczoraj pokazał mi Dexter. Jakaś dziwna pokraka w wielokolorowych włosach, wyglądająca na rasową wiedźmę, powinna przybyć już spory kawał czasu temu. Wymalowana i odstrzelona, o bardziej męskich twarzy, w dodatku dodatkowo podkreślanych wieloma kolczykami, uwypuklających bladość samej skóry. Ciekawe... Jak bardzo będzie się w rzeczywistości różnić od postaci ze zdjęcia?
Odpowiedź chyba właśnie zmierzała w moją stronę, gdy niemrawo dreptała identyczna względem zdjęcia dziewczyna przez dziedziniec. Burza włosów, ubrania znoszone, wyglądające na nieświeże. Uśmiechnąłem się szeroko i zrobiłem kilka kroków w jej stronę.
— Renee, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz