Onienienienie. Vicia już wywiercała wzrokiem dziurę w czaszce chłopaka, zapewne chcąc dojść do tego, kim był. Radia wahała się, zapewne nie chcąc z wyprzedzeniem zareagować, skoro jej wybór mógł być niewłaściwy. A Mordechaj... Niech się bogowie zlitują, ale ten idiota nie chciał myśleć, tylko schował mnie za sobą i już wyciągał dłoń zapewne z zamiarem zamienienia Aurelka w jakiegoś malutkiego gryzonia. Szybko stanęłam obok kuzyna z głośnym fuknięciem, zdzielając go po łapach, acz nieco za późno. Rzuciłam się do przodu, żeby złapać niewielką, niebieską kulkę i schowałam ją w ramionach, piorunując całą trójkę wzrokiem.
— Czy możecie chociaż trochę zwolnić i nie zamieniać każdego w świnkę morską? — Tupnęłam ze złości nogą i pogłaskałam skołowanego Aureliona po łebku. Miał skrzydła. Fuknęłam jeszcze głośniej. — Na dodatek latającą. Co ty do nich masz? Hortensja nie zrobił nic złego.
Rad zachichotała nerwowo, a szatyn wzruszył ramionami, posyłając mi przepraszające spojrzenie, jednocześnie nieco marszcząc brwi. Chyba pojęli swój faux-pas w momencie, gdy powiedziałam "Hortensja". Moje alter ego parsknęło śmiechem, przewracając oczami. Kwiaty to moi przyjaciele. Zawsze i wszędzie.
— Nie zabiłem go. — Ledwo to powiedział, a musiał się uchylić przed uderzeniem szalika, który się zamachnął, żeby dać Floksowi po łbie. Kocham go, ale niech mnie nie irytuje. Inaczej znowu będzie w podskokach zasuwał po truskawki jak ostatnio.
— Odmień go! — żachnęłam się, wyciągając przed siebie świnkę morską alias Aurelka. Przy tym starałam się być jak najbardziej delikatna i ostrożna, żeby nie skołować go jeszcze bardziej, ani nie przestraszyć. Mordechaj wykrzywił usta w figlarnym uśmiechu i miał wyrzucić z siebie jakąś złośliwość, żeby móc się ze mną podroczyć, ale Radia [aww, złota dziewczyna, Raduś] uprzedziła go, mrucząc jakieś słówka i machnęła dłońmi, odmieniając chłopaka z powrotem.
— Wszystko okej? — spytałam zmartwiona, przytulając go. Zignorowałam zmarszczony, piegowaty nos Vicy, która zbierała się do składania zdań.
— Wybacz, przeważnie nie zaczynamy od zamiany w świnki morskie, ale idiota się zawsze wyrywa. Odruch obronny. Ewentualnie głupota. Stawiam na to drugie. — Vicia walnęła kulą, chyba niezbyt delikatnie, Mordechaja w nogę, a ten ukłonił się teatralnie, mamrocząc przeprosiny. — Nasze pierwsze wrażenie było marne, za co przepraszam, ale no...
— Po prostu mają skłonności do robienia wszystkiego, żeby ich wyrzucić — rzuciłam ni żartobliwie, ni kąśliwie.
— Dokładnie — potwierdził od razu winny, a co zaraz dostał sójkę w bok.
— Ale wracając do początku... Jestem Vicia, rudzielec to Radia, a ten niewychowany głupek to Mordechaj. A ty jesteś...?
— Hortensja — wyrwał się ponownie Mordechaj z szerokim wyszczerzem.
— Za dużo informacji — burknęłam niezadowolona. Brunetka machnęła dłonią.
— To cicho. Niech przetworzy. I chodziło mi o prawdziwe imię.
— Jesteście wredni.
— Jesteśmy niereformowalni. A teraz cicho, bo naprawdę nie ogarnie.
Posłałam Aurelionowi przepraszające spojrzenie. Znalazł się po prostu w niezbyt dobrym miejscu, w niezbyt odpowiednim towarzystwie, które umiało w każdej chwili coś schrzanić. Idealnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz