Dziewczyna wyraźnie się zmieszała, choć lekko podchmielony alkoholem przewróciłem oczami, zastanawiając się, do czego to wszystko dzisiaj doprowadziło, żebym wyczyniał cuda wianki z pluszowym misiem. Nadal nie byłem w stanie wyobrazić sobie, jakim byłem idiotą, decydując się na studia lektorskie. Idź, idź, mówili. Na stypendium idź, mówili. Szalej i baluj, mówili. A użeram się teraz ze stadem bachorzysk, z których żadne nie jest w żaden sposób warty jakiejkolwiek uwagi. Ani to ciekawe, ani jakoś szczególnie zachwycające, w większości przypadków nawet się pogapić nie da...
Wspomniałem instynktownie jasne kosmyki, które jakoś zapadały w pamięć, ale szybko skrzywiłem się i pociągnąłem pokaźny łyk alkoholu, pora wypędzić demony z myśli. Na wszelki wypadek.
— Wszyscy są mili, nic mnie nie zabiło. Żyć, nie umierać. Czuję się, jakbym zawsze się tu uczyła, a Vladdy, póki ma ciastka, to nie narzeka — odparła płynnie. — A teraz prawdopodobnie będzie mi narzekał jeszcze mniej, bo zgaduje, że będzie pan porywał mojego misia częściej? — spytała. Zmrużyłem oczy, decydując się nie odpowiadać od razu.
— Zależy. Nie ukrywam, że brakuje tutaj odpowiednio lotnych umysłów do spokojnej konwersacji, a już tym bardziej do docenienia trunków lepszej jakości, niż te wasze popłuczyny z parapetówy u drugoklasistek. — Skrzywiłem się na wspomnienie odrażających butelek po tanim winie.
— Zależy. Nie ukrywam, że brakuje tutaj odpowiednio lotnych umysłów do spokojnej konwersacji, a już tym bardziej do docenienia trunków lepszej jakości, niż te wasze popłuczyny z parapetówy u drugoklasistek. — Skrzywiłem się na wspomnienie odrażających butelek po tanim winie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz