niedziela, 15 października 2017

Od Dextera, CD Foma, Heather

Wszystko mnie bolało, stara rana po smoku paliła, praktycznie płonęła żywym ogniem, ale nie byłem w stanie unieść nawet palca, żeby podrapać podrapaną skórę. Miałem wrażenie, że zaraz głowa mi pęknie, a sklejone ze sobą powieki nie chciały współpracować. Dopiero po dłuższej chwili, byłem w stanie zamrugać niemrawo, dostrzegając niewyraźne kontury płytek sufitowych. Światło piekielnie raziło w oczy, za głośno, za cicho, za słabo, za gorąco, za zimno. Klatka piersiowa zachowywała się, jakby w środku niej trzymano stado głodnych ptaków, które dziobami raz po raz skrobały moje wnętrzności. 
Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, ale wydostał się z nich tylko ochrypły jęk. Zaraz bardziej poczułem, niż zobaczyłem (światło okazało się w cholerę jasne, byłem w stanie tylko ponownie zamknąć oczy), jak czyjaś ciepła dłoń chwyta za moją. Odetchnąłem głęboko, wciągając przez nos powietrze. Tej charakterystycznej woni nie pomyliłbym z niczym innym.
Gardło piekło, nie byłem w stanie wyrzucić z siebie jakiegokolwiek sensownego słowa, ktoś chyba coś do mnie mówił, ale słyszałem jak przez mgłę. Zapadłem na moment w letarg, gdy ocknąłem się, chyba chwilę później, ktoś mnie wołał. 
— F... oma? — jęknąłem głośno, chcąc otworzyć oczy i przewrócić się na drugi bok, ale ciało nadal paliło i wszystko było nie takie jak trzeba, ostre, kanciaste, mokre, suche, za dużo, za mało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis