— Mogą być kanapki, nie ma problemu. Chyba bardziej chodzi mi o czas, a nie jedzenie. — Skinąłem głową i ruszyłem posprzątać wszystkie szpargały. Drobna przerwa w pracy sprawiła, że byłem nieco do tyłu z robotą, ale chwila wytchnienia zawsze się przyda. Tym bardziej, że miałem wyjątkowo dobry humor, czego nie przypisywałem zbawiennemu towarzystwu chłopaka, tylko prędzej odpoczynkiem od stery idiotyzmów, z jakimi musiałem spotykać się w trakcie całej pracy. — W takim razie pójdę odłożyć rzeczy do pokoju i przyjdę pod twoje mieszkanie za pół godziny, w porządku? — Dzieciak od razu wyszedł, nie wiem, co go gnało, ale zdążyłem tylko rzucić przelotne spojrzenie na jego plecy i zamykające się za nim drzwi. Skrzywiłem się nieco, orientując, że powinienem nieco ukrócić te schadzki, a przynajmniej naprostować jakoś relacje.
Jakkolwiek związki oparte na linii pedagog-podopieczny nie były najdziwniejszą rzeczą w Anorze, tak czułem się pewniej, wiedząc, że zaraz nie zwariuję, a sam smarkacz nie zostanie wysłany przez rodziców na wieczne egzorcyzmy. Kto wie, w jaki sposób został wychowany, na dobrą sprawę nic o sobie nie wiedzieliśmy. I chyba pora to zmienić. Ruszyłem do swojego mieszkania, decydując się na urządzenie w miarę prostej kolacji, czyli ryżowy misz masz. Lubiłem od czasu do czasu gotować, choć w większości nie starczało mi godzin, żeby pobawić się w prawdziwego kuchmistrza.
W dobrym humorze zabrałem się za przygotowywanie sałatki warzywnej w sosie czosnkowo-paprykowym do ryżu. Z zadowoleniem powąchałem potrawkę.
— Jestem... — Odwróciłem się do wchodzącego bez pukania chłopaka. Przewróciłem oczami, widząc jego niechlujny strój. Zrobiłem kilka kroków w jego stronę, podczas gdy sam zainteresowany rozglądał się po pomieszczeniu.
— Nie przyzwyczajaj się i tak czeka nas wszystkich remont — mruknąłem, korzystając z różnicy wzrostu czochrając go po włosach. Drugą ręką klepnąłem go w plecy, pchając w stronę łazienki. — Umyj ręce przed jedzeniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz