Oficjalnie postanowione. Druga walizka już nigdy nie zostanie otwarta. Jakiś czas temu doszłam do wniosku, że cała jej zawartość po prostu mnie niszczy. Zdecydowałam, że spróbuję uwierzyć w to, że rodzice zostali zamordowani, a nie porwani. Że nie żyją i już nigdy ich nie zobaczę. Ostatecznie nie płakałam już na każdą myśl o nich, tamte szczęśliwe lata po prostu zaczynała otaczać mgła, ich twarze odchodziły w zapomnienie. Z jednej strony to źle, bo przecież bez nich nigdy nie byłoby mnie na tym świecie. Z drugiej, cieszyłam się. Ta sytuacja zdecydowanie uczyniła mnie silniejszą.
Egzaminy z każdą chwilą zbliżały się coraz bardziej, od tych znowu zależało, ile lat pozostanę jeszcze w tej szkole. Trzydzieści procent to niby nie było ciężko zdobyć, ale jednak wyglądało bardzo brzydko. Zdecydowanie lepiej prezentowało się dziewięćdziesąt albo chociaż sześćdziesiąt procent, do których trzeba było się już pouczyć, na dodatek niemało.
Jako cel obrałam salę do wspólnej nauki, chociaż z jakiegoś powodu szłam w jej kierunku niesamowicie wolno, jakby coś mnie blokowało. Pozostało tylko modlić się, żeby mój umysł był w stanie przyswoić jakąkolwiek wiedzę, bo inaczej kilka godzin pójdzie na marne.
— Wanda! — zawołałam w stronę blondynki stojącej na korytarzu, która akurat poprawiała warkocz. — Masz czas? Chcesz się pouczyć? — zapytałam, posyłając jej szeroki uśmiech, kiedy już podeszłam bliżej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz