niedziela, 15 października 2017

Od Wandy, CD Hanabi

Foma wrócił do żywych wraz ze zdrowiejącym Dexterem, choć mój brat coraz częściej odpływał do krainy własnych myśli. Stukał palcem, zielone oczy robiły się przymglone, zagubione. Źle. Bardzo źle. Dexter, zdrowiej szybciej, bo za chwilę będzie trzeba leczyć Fomę. A wtedy może być już za późno.
Westchnęłam, podróżując przez korytarz. Pustki. Heather w kawalerce, a Jamesa wolałam unikać szeeeerokim, bardzo szerokim łukiem. Najważniejsze, że sprawa z Kyozuo ucichła. Tak. Nie widziałam go ostatnio, to dobrze. Przystanęłam, chcąc spojrzeć na tablicę z informacjami. Egzaminy końcowe idą, powinnam się przygotować, przecież wszystko umiem, ale jednak się boję, tyle spraw, tak mało czasu, pomocy, czy moje ręce drżą? Gdzie opanowana Wanda Anastazja Przewalska z zawsze zadartym nosem? Zgubiłam się. Tak.
Rozplotłam mój warkocz, chcąc go poprawić, bo złote kosmyki włosów zaczęły wyłazić z mojej fryzury.
— Wanda! — Usłyszałam swoje imię, przez co gwałtownie się odwróciłam, zbyt gwałtownie, gdzie to opanowanie, kontrola nad sytuacją, a warkocz rozplótł się przez niezakończenie go gumką. Hanabi. Oh. — Masz czas? Chcesz się pouczyć? — zapytała z szerokim uśmiechem na twarzy i książkami w dłoniach, podchodząc do mnie bliżej. Za blisko, nie chcę, zatrzymaj się. Wymusiłam na sobie sztuczny uśmiech. Może nie zauważy. Proszę, podłap to, nic się przecież nie dzieje.
— Czas mam, potrzebujesz w czymś pomocy? Wytłumaczyć ci coś? Może zielarstwo? — dopytałam się, pokazując białe zęby w jeszcze szerszym i sztuczniejszym uśmiechu. Przewalska, uspokój się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis