— O Stwórco, wszystko dobrze? — zapytałam, przykładając jedną dłoń do ust. Ręce Aurelka naprawdę nie wyglądały dobrze, a to wszystko przeze mnie i przez to, że zdecydowałam się cokolwiek wspomnieć o ohydnym szczurzysku. Pazurkowaty odpowiedział mi jedynie krótkim wzruszeniem ramion, co oznaczało, że nie jest dobrze. Jest bardzo źle.
— Po prostu zabierzmy to coś do Mińska, im szybciej, tym lepiej — bąknął Aurel, na co jedynie skinęłam głową, mimo wszystko zmuszając się do lekkiego uśmiechu. Nie byłam w stanie przypomnieć sobie niczego o ewentualnym jadzie wydzielanym od gryzoni, więc bandaż i pomoc jakiegoś lekarza powinny być wystarczające. Ostatecznie mogę dopłacić do wizyty albo lekarstw, w miarę moich możliwości.
— W takim razie chodźmy — zarządziłam, idąc przodem. Co chwilę odwracałam się jedynie po to, aby kontrolować stan rąk Kota.
Po chwili znaleźliśmy się tuż przed drzwiami dyrektora. Było coraz gorzej, bo mój towarzysz przestał jedynie zaciskać zęby, co jakiś czas dało się usłyszeć syk. W związku z tym zdecydowałam, że nie ma sensu czekać. Trzykrotne puknięcie o drzwi. Nie zaczekałam na odpowiedź, po prostu od razu wparowałam do pomieszczenia, Aurel za mną.
I wtedy, cóż, ujrzałam coś, czego widzieć zdecydowanie nie chciałam. Niski posiadacz białych włosów i wpleciona w nie ręka dyrektora. Uśmiech na obu twarzach, który nagle znikł. Najwyraźniej w końcu dostrzegli, że nie są sami.
— Panie dyrektorze — odezwałam się, zachowując formalny ton. — Znaleźliśmy to na korytarzu — powiedziałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz