poniedziałek, 30 października 2017

Od Aureliona, CD Hanabi

Co chwilę zerkała, odwracała się, zaglądała, spoglądała na moje dłonie. Delikatne zadrapania zmieniały się w rany, skóra barwiła się farbą, a ja sam ściągałem brwi z każdym kolejnym ugryzieniem. Pozostaną jaśniejsze szlaczki, wędrówki na skórze, wspomnienia ostrych, przerośniętych siekaczy.
Za dzień albo dwa wykwitnie łąka fiołków, oraz róż. Dużo, skłębione w różnych miejscach, po przekwitnięciu znikające, bądź zmieniające się w niezapominajki.
Spędzam za dużo czasu z Pelcią, zdecydowanie za dużo czasu.
A na duszy wyrósł oset i setka chwastów, której nie szło wyplewić. Pełno zieleni, odrazy, drażniącego zapachu roślin, które zabijają możliwość wzrostu innych. Ściągnąłem brwi. Miałem ochotę charknąć, zrzygać się na posadzkę, pozbyć całej żółci zalegającej w żołądku.
Dotykał go w ten sposób, przeczesywał włosy, których mi nie dane było musnąć spragnionymi palcami. Wizja rzucenia gryzonia prosto na nich kusiła, mąciła w głowie, szeptała zachęcająco do ucha, błądząc dłońmi po modrej skórze.
Jak zawsze wyraz twarzy, który wręcz krzyczał, że wywyższał się nad nas. Zbity Alex z zawstydzonym spojrzeniem. Hanabi, która zdawała się nie zwracać na to wszystko uwagi i ja, który kipiał w środku i miał ochotę rzucić to wszystko w pizdu, wcześniej skacząc z kłami na dyrektora, co dobrze by się nie skończyło. Nie dla mnie.
Przelotne zerknięcie na moją dłoń, wcięcie, przerażenie malujące się w błękitnych ślepiach.
Kazał coś zrobić ze szczurem. Coś, nie słuchałem, co. Wyszliśmy, pożegnała się, ja nawet nie skinąłem ogonem na "Do widzenia".
Kolejne ugryzienie.
Cisnąłem zwierzęciem o ścianę, bez zawahania, z wyraźnie wymalowaną na twarzy wściekłością, gotującymi się w środku emocjami i całą siłą, która wypuszczona w jednym momencie, sprawiła, że szczur uderzył o mur z głuchym dźwiękiem. Odbił się gładko, padł z ostatnim piskiem na posadzkę.
Ściągnąłem brwi, cofnąłem się o krok, podkuliłem ogon.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis