Dziewczyna zdawała się być wkurwiona na wszystko i wszystkich, dlatego przebywałem w pewnej odległości, upewniając się, że nie znajdę się w ewentualnym polu rażenia, gdy zacznie rzucać długopisami albo śmiercionośnymi pieczątkami. A przynajmniej, że będę miał się za czym schować, kanapa nadawała się do tego idealnie.
— Doskonale sobie radzę — odpowiedziała oschle. Przewróciłem oczami, rozpoczynając standardową wędrówkę moich myśli. Jak tak dalej pójdzie, to po prostu podrzucę smarkaczowi klucz do gabinetu, bo nieraz przychodził o porach iście diabelskich, twierdząc potulnie, że oczywiście, on nie mógł zasnąć. Fakt, że zazwyczaj wtedy jeszcze pracowałem to jedno, ale bachory potrzebowały więcej snu niż przeciętny dorosły. A taka zgadywanka w napisze czy nie napisze, przyjdzie czy nie przyjdzie, rozłożyć kanapę czy nie rozłożyć kanapy. Skoro już uwzględniamy remont akademii i tak dalej, to pora pomyśleć nad zmianą lokum. Gabinet główny w akademiku był zdecydowanie złym rozwiązaniem. Jakby tak nieco dalej, za biblioteką albo właśnie akademikiem postawić drugi budynek, mniejszy. A właściwie cały kompleks takich budynków. Samowystarczalne moduły dla nauczycieli i trochę dalej dla dyrektora... Hm. To by mogło rozwiązać kilka problemów.
— Jeśli pan chce iść spać to proszę bardzo. Obiecuję, że nic nie zrobię, a do pokoju trafię sama, w końcu już drugi rok się tu uczę — prychnęła dziewczyna.
Spojrzałem na nią obojętnie, jednak po chwili zmarszczyłem nieco brwi.
— Żaden bachor nie będzie mi się tułał po nocach, nie po tym, jak tu dziki smok się panoszył — mruknąłem cierpko. — Odprowadzę cię, ale nie masz lekcji jutro z rana? Dokończysz jutro najwyżej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz