Oho, nadchodzi armagedon. Chłopak zacisnął wargi, ale zaraz otworzył usta, żeby na jednym wydechu wylać z siebie cały potok słów. Zamrugałem ze zdziwieniem, próbując rozróżnić pojedyncze słowa od liter, bo ktoś tu zapomniał wziąć chociaż jednego oddechu.
— Tyle masz do powiedzenia? Wydanie polecenia i siedzenie z nosem w swoim papierach? Ignorowanie mnie? To nie jest w porządku, mógłbyś chociaż rzucić głupim "Spierdalaj" — powiedział chłopak, praktycznie nie robiąc żadnych przerw pomiędzy kolejnymi słowami, a pod koniec, był już bardziej czerwony niż blady na twarzy. Odwrócił wzrok w stronę regału z książkami, skierował się w ich stronę, a ja powstrzymałem chęć odwarknięcia mu za pyskówki. Niech się powścieka, ostatecznie bachor ma na co.
Wróciłem do papierów, co jakiś czas zerkając na smarkacza zza co większych formularzy. Zatwierdziłem wstępny projekt przebudowy akademii, odpisałem na całą korespondencję i coraz bardziej żałowałem, że Chan zwiała na ten swój urlopik. Odpoczynek odpoczynkiem, ale byłem zbyt leniwy na wypełnianie kolejnych rubryczek, z których żadna nie miała najmniejszego sensu. Drobną rozrywką i pocieszeniem w cierpieniu, było obserwowanie z ukrycia chłopaka. Warto wspomnieć, że od czas do czasu, obiekt mojego zainteresowania ustawicznie krzywił się i zmieniał pozycję.
Odchrząknąłem głośno, zwracając na siebie jego uwagę.
— Dobrze się czujesz? — spytałem niepewnie, widząc kolejny grymas na twarzy przy poruszaniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz