— Powinni przyjechać na Dzień Rodzin. — Na moment złapaliśmy kontakt wzrokowy. — Wszystkie moje siostry są blondynkami, bracia to bruneci. I naprawdę nie wyglądamy uroczo, wszyscy jesteśmy w różnym wieku i wygląda to nieco dziwnie na zdjęciach. A jak z twoją rodziną? — zapytał James, podając mi marynarkę. Dodatkowo coś wykrzyknął. Przejęłam ubranie i ze zdziwieniem stwierdziłam, że jest niesamowicie wygodne. A potem pierwsze dwa guziki się zapięły. I trzeci również dosłownie bez problemu.
— Jak ty to...? — zapytałam, uśmiechając się, jednocześnie starając się ukryć zdziwienie. — A co do rodziny, to mieszkam z ciotką — wyjaśniłam, zachowując uśmiech, chociaż był to dla mnie dość, cóż, drażliwy temat. Szczególnie, że plan był taki, żeby nikomu nie mówić. Nie chciałabym, żeby już po pierwszym spotkaniu wziął mnie za wariatkę. Na pewno bym nie chciała. To znaczy, oczywiście nie miałam pewności. Być może rodzice po prostu odeszli, niczego nikomu nie mówiąc. Może komuś zapłacili, żeby policja przekazała nam fałszywe wieści. Mogło tak być. Ale nie było. Za bardzo im ufałam.
— To co teraz? — zapytałam, rzucając okiem na stertę ubrań, która była podzielona na trzy grupy. Dziurawe, za małe, brudne. — Meldujemy w sekretariacie, że jest okej, a potem sprzątamy? — zapytałam, zapominając ugryźć się w język. Zdecydowanie powinnam była powiedzieć "sprzątam".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz