— Chyba sobie jaja robisz — prychnął, patrząc prosto w moje oczy. — Raz byłem wystarczająco głupi, żeby dać ci odejść, drugi raz nie popełnię tego błędu. Chyba zgłupiałeś, jeżeli myślisz, że ciebie mógłbym nie kochać, do cholery. Z twoim kawocholizmem, wiecznie zmęczonymi oczami, potłuczonymi okularami, narzekaniem na Herę, wkurzającą młodszą siostrą, która wtrynia się w cudze sprawy i... — Położyłem lewą dłoń na jego ustach, chcąc trochę go uspokoić, przystopować, bo chwila, a serce by mu stanęło, czego bardzo nie chciałem. Prawą za to gładziłem policzek. Oh, Przewalski, trafiło ci się dobrze, wręcz najlepiej jak mogło.
— Chodziło mi o jedno słowo, nie cały wykład — powiedziałem, przerywając mu i parskając śmiechem. To było całkiem urocze. Jak siedział cicho, nie odzywał się zakłopotany, a później wybuchał jak małe dziecko, które tylko próbuje udowodnić swoją rację. – I ja nie mam zamiaru popełnić tego błędu, Dex. Bo oboje spierdoliliśmy. Po równo. I kocham ciebie. Z twoją całą dupkowatością i gburowatością, dominacją, twoim zamiłowaniem do przypadkowego robienia mi krzywdy, przypadkową narzeczoną, z tym wymigiwaniem się od każdej pracy, z brakiem umiejętności gotowania, z całkiem fajną rodzinką, z miłością do kotów i z czymkolwiek, co się z tobą wiąże. Biorę cały pakiet. – Uśmiechnąłem się, całując go i przeplatając moje palce z jego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz