Idealnie rozmijałam się godzinowo z chłopakami, w sumie nawet lepiej. Zaraz po skończeniu wprowadzenia Nikity, podskoczyłam załatwić resztę naglących spraw. Kierunek, podręczny pokoik samorządu do ogarniania wszystkiego. Zerknęłam na piętrzące się stosy papierów z cichym westchnięciem, zanim przysunęłam się do krzesła, usiadłam i zabrałam się za ogarnianie listy rzeczy wysłanej mi przez sekretarkę Mińska. Tyle dobrego, że Charlot streściła chyba wszystkie najważniejsze rzeczy, które mnie ominęły. Kuchnia dostępna dla samorządu uczniowskiego, stan nowego rocznika, nawet rozpiskę kto kogo wprowadzał (Dexter, ty leniwcu!), a przy tym nawet dopisek, że niedługo miał przyjechać kolejny chłopak do wprowadzania. Ogarniając obecny plan lekcji, dosyć łatwo wykalkulowałam, że chłopaki pewnie zapomnieli, tym bardziej, że w tym czasie wszyscy mieli zajęcia. Podniosłam się z krzesła, przeciągnęłam się i ruszyłam na dwór, zabierając ze sobą kuralet.
Stanęłam pod daszkiem, bacznie wypatrując nowego człowieka. W międzyczasie stukałam obcasem, czytając kolejne informacje zapisane w k-meilu. Łopanie, na Cesarze, ile się tu ludzi nowych nazbierało. Przejrzałam na szybko wszystkie teczki zapisane w k-chmurze, decydując, że dzisiejsza nocka zdecydowanie będzie pracowita, a od jutra pora wszystkich poobserwować i przynajmniej troszkę poznać. A potem z czystym sumieniem będę mogła zabrać się do papierkowej roboty. Kto wie, może w końcu ogarnę bibliotekę, przydałoby się poszukać czegoś o syndykatach.
Rozejrzałam się wokoło, orientując się, że ktoś zbliżał się w moim kierunku. Czyżby wyczekiwany Leo?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz