Było zimno. Nie, trzeba było wziąć poprawkę na pogodę, bo to zdanie nie oddawało nawet w połowie mojego problemu z temperaturą, zaczynając od tego, że utrzymywanie sensownej temperatury ciała graniczyło z cudem. Heather, szuja pitolona, mała gówniara, telefonu nie odbierała, listów nie było nawet gdzie słać, gdy ani ja, ani Dexter nie ogarnialiśmy adresu. A drugi gówniarz zaczynał powoli przeżywać kryzys związku długości średniej, będąc już po wstępnych ustaleniach z Kurduplem (Fomą, Formą, Foremką, co kto woli), och, te zgrzyty w ich relacji zaczynały się pojawiać. Wizja drugiej Hery, wabiącej wszystkich na rozpiętą koszulkę, byle tylko mieć się z kim napić, a właściwie zapić Vina, była nadal szczera.
Iskierki iskierkami, ale nadużywanie tego rodzaju zaklęć kończyło się niezbyt przyjemnymi długofalowymi efektami. I w dodatku tymi negatywnymi. Zaczynając od impotencji (za bzdurną magiczną grzałkę, zaklęcie tworzył jakiś idiota chyba), kończąc na hipotermii. Nieudane zaklęcie potrafiło dać poczucie ciepła, gdy tak naprawdę każda kosteczka organizmu powoli zamarzała na kamień. Jak żyć, jak żyć, nie żyć.
Z drugiej strony chyba powinienem się uśmiechnąć. Do tej pory AWU gościło praktycznie same wybitne osobistości, z drobnymi wyjątkami, ale i tak, status materialny lub koligacje rodzinne wychodziły na pierwszy plan.
Ten przypadek był specjalny. Stypendysta. Ubogi elf z najniższej warstwy społecznej, kij wie, dlaczego go ściągnęli, ale to zdecydowanie będzie interesujące. Rozejrzałem się wokoło, gdzie jesteś, Lavente?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz