Krzesło w bibliotece użarło mnie w tyłek. Jak to, kurwa, możliwe, że w tej szkole nawet bzdurna biblioteka próbowała zarypać uczniów? To miała być taka prosta robótka, naprawdę prosta, dostali nawet kluczyk, a dziwnym trafem, gdy ponownie wrócił do moich rąk już nie pasował do drzwi biblioteki. Która była doszczętnie zniszczona, ale to swoją drogą. Wpadłem z Dexterem i Heather jak burza do budynku, próbując ratować co się działo. Fakt, że postacie najwidoczniej wyszły z obrazów, pominąć trzeba. Inną kwestią były natomiast meble, które dostały niesamowitej irytacji, a właściwie dostawały i nadal dostają, gdy tylko zauważą jakiegoś ucznia. A to książki spadają na głowę, a tu doniczki dziwnym trafem omal nie miażdżą ci stopy... Ciężkie to czasy dla uczniów, ciężkie. Bardzo. W teorii należało się w końcu stąd zwlec, ale nawet próbujące mnie zabić pomieszczenie było lepsze od tego mrozu za oknem. Ludność w samorządzie uczniowskim tymczasowo pomniejszyła się o, wciąż nieobecną, Heather, w rezultacie nagle pracy przybyło. W cholerę. Czy to wprowadzenie uczniów, czy stosy papierów, pod którymi uginały się nasze służbowe biurka. Zamierzaliśmy na nie odpowiedzieć w terminie nigdy, ale to chyba oczywiste.
Dobra, jak mus, to mus, żeby potem Heat nie narzekała, że roboty porządnie nie wykonujemy. Udałem się na zewnątrz, szczelnie zapinając puchową kurtkę, a przy okazji uśmiechnąłem się szeroko. Dobre pierwsze wrażenie robi się tylko raz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz