Zacisnął dłonie w pięści, byłam pewna, że zdenerwował się do granic możliwości. O ile osoba jego pokroju ma w ogóle takie granice. Nic nie jest pewne, skoro była w stanie obrazić już kilka osób w zaledwie kilku zdaniach, nie wspominając o swoich wadach. Na przykład o zbytniej szczerości, bo niektóre rzeczy po prostu wypadałoby zachować dla siebie. Z szacunku. Do samego siebie i też do innych. Jad aż wyciekał z ust Alexa, kiedy tylko je otwierał, choćby chciał wziąć tylko głębszy oddech albo westchnąć. Czułam, że się nie polubimy.
W pewnym momencie po prostu chwycił mnie za rękę. Mocno. Wręcz szarpnął, nakazując kierunek, w którym mamy iść. Człowieku, chcesz narobić sobie kłopotów?! Jeśli nie zdążymy wrócić, a dyrektor nas przyłapie, skończymy jako sprzątaczki, w najlepszym przypadku! W najgorszym, wyrzucą nas, a może nawet pozwą za lekceważenie zasad, które wcześniej się zaakceptowało i podpisało! Naprawdę, naprawdę ostro cię pojebało... Oczywiście nie odważyłam się wypowiedzieć nic z tego. Równie dobrze mogłam być właśnie ciągnięta w krzaki, gdzie najpierw zostanie odebrane mi dziewictwo, a potem życie. To nie tak miało być...
Przed wyjściem z akademika chłopak zdecydowanie zwolnił. Mimo wszystko trzymał mnie na tyle mocno, że nie było możliwości o wyrwaniu się.
— Gdzie ty mnie, do cholery, prowadzisz? — zapytałam. Szeptem, żeby nie robić sobie problemów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz