Miałam wczoraj wielkie szczęście.
Nie było mi dane wczoraj spokojnie spać. Zostałam obudzona przez Ayę, która powiedziała, że coś się stało i magicznie cisza nocna zostaje przeniesiona na dwudziestą drugą, a na dodatek pokoje zostaną przeszukane. Zaczęłam panikować, bardzo panikować. Moje wycinki, moje książki, informacje gromadzone przez lata... Blondynka uspokoiła mnie, mówiąc, że takim zachowaniem tylko zwrócę na siebie uwagę, a nie mam w walizce nic, co mogłoby być uznane za nielegalne... Właściwie, nie pomyślałam o tym. Jeśli będę kiedykolwiek chciała założyć klub okultystyczny, to nie będę mogła wszystkiego ukrywać.
Ostatecznie nauczyciel przyszedł, zaczynając od Hannah. Nie znalazł u niej nic, ale wyglądał na zmęczonego, może dlatego. W moim przypadku nawet nie zajrzał do zamkniętej walizki, jak dobrze. Zainteresował się za to Ayą i jej narzędziami. Byłam gotowa, żeby ją obronić, ale na szczęście wszystko sama wytłumaczyła i nauczyciel wyszedł, wyraźnie śpiący. Nawet nie wiem, czego uczył... Kiedy ochłonęłam, poszłam spać.
A teraz stałam na dworze, próbując ocenić, czy pogoda dopisuje na tyle, żeby odwiedzić pobliskie miasteczko. Miałam jakieś oszczędności, więc teoretycznie nie zaszkodzi spróbować... Problem w tym, że nie znałam drogi, a dookoła nie było nikogo, kogo mogłabym o ów drogę zapytać.
— Jeśli szukasz Jamesa, to wprowadza nowych uczniów! — RANY. Podskoczyłam, a moje serce zaczęło się obijać o klatkę piersiową jakieś trzydzieści razy szybciej niż zwykle. Spojrzałam w górę. W oknie stała jakaś brązowowłosa dziewczyna z lornetką. Dziwne. Przy okazji nie byłam w stanie określić, czy chociażby jest wysoka albo ładna, była sporo metrów nade mną.
— Co mówiłaś?! — odwrzeszczałam, z nadzieją, że był to prawdziwy, kobiecy krzyk, a nie pisk psa bojącego się burzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz