wtorek, 29 sierpnia 2017

Od Hanabi, CD Lourdes

Lourdes powiedziała coś w stylu, że rozłączanie się w takim miejscu nie należy do najmądrzejszych decyzji, a co dopiero do bezpiecznych. Posłusznie cofnęłam się do niej. I wtedy stało się coś, czego żadna z nas nie była w stanie przewidzieć, chociaż doskonale wiedziałyśmy, co grozi po wejściu do tego mrocznego miejsca. Regały jakimś cudem przesunęły się, blokując nam drogę. Nie można było wyjść ani wejść do środka, na dodatek pozostawiona nam przestrzeń była naprawdę mała. Świetnie, na tym się kończą przypływy chwilowej odwagi. Lou zaproponowała przejście pomiędzy półkami. Być może by się udało, gdyby nie to, że kiedy podbiegłam do jednej z nich, żadnej książki nie dało się ruszyć. Wyglądały, jakby ktoś przykleił je klejem, robiąc nam przy okazji wyjątkowo nieśmieszny żart.
Zaczęłam w panice rozglądać się po wszystkich miejscach, szukając jakiejkolwiek drogi ucieczki (wszyscy wiedzą, że przyjdę tu jeszcze nie raz). Nagle zauważyłam, że w kącie (stworzonym z regałów) ktoś siedział. Po prostu, siedział i się uśmiechał, jak dumny ze swojego psikusa gimnazjalista.
– Może byś nam pomógł, zamiast się śmiać! – zawołałam w jego kierunku, ale nie spotkałam się z żadną odpowiedzią.
Ba.
Postaci nie było.
– Lou, widziałaś to? – Podeszłam bliżej dziewczyny, czując, że serce zaraz wyskoczy z mojej klatki piersiowej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis