wtorek, 29 sierpnia 2017

Od Hanabi, CD James

— Cóż, zapasowe rzeczy pewnie są, tylko kwestia gdzie — odpowiedział blondyn. Kurczę, miałam ochotę dotknąć jego złote loki w tamtym momencie. Dużą ochotę. Szkoda, że to najpewniej zepsułoby nasze jednodniowe, aczkolwiek całkiem dobre, relacje. — Najłatwiej będzie zapytać kogoś z sekretariatu — wyjaśnił James, wskazując na drzwi. Kiwnęłam posłusznie głową. Chłopak co prawda pokazywał mi wcześniej, gdzie jest sekretariat, ale, błagam, nie mogłam zapamiętać wszystkiego po jednym razie. Ani nawet po dwóch, szkoła i inne budynki na jej terenie były ogromne. 
Posłusznie poszłam za nastolatkiem. Wyszliśmy z akademika, znowu przedzierając się przez grube warstwy śniegu, którego z każdą minutą było coraz więcej. Jutro pewnie będzie sięgał aż do kolan. Albo i do połowy ud. Moich ud, zaznaczmy. 
Puch był tak uciążliwy, że co chwilę miałam wrażenie, że się przewrócę i zginę, zamarzając albo dusząc się. Ku mojemu zdziwieniu, James podał mi rękę, przeprowadzając mnie aż pod same drzwi szkoły. Jego dłoń była ciepła. Przyjemnie ciepła, doskonale to czułam, nawet przez rękawiczki, których nie zdjął od momentu naszego pierwszego spotkania. Zaśmiałam się cicho. Jego gesty były takie kochane. 
Poprowadził mnie przez kilka korytarzy. Większość wyglądała tak samo i różniła się tylko napisami a drzwiach. A może różnice były większe, ale nasze tempo było zbyt szybkie, żeby zauważyć coś więcej. Jakiś napis na ścianie, a może wystawione krzesło, czy inny kolor sufitu. Nic takiego nie wypatrzyłam w biegu. 
Zatrzymaliśmy się gwałtownie przed wejściem do pokoju oznaczonego "sekretariat". James niestety puścił moją rękę, w celu zapukania. Ze środka dobiegł nas kobiecy głos, zimny i nieprzyjemny. Weszliśmy, chłopak pierwszy, ja kawałek za nim. 
— Uczennicy zdarzył się wypadek i potrzebujemy większego mundurka. Macie — są na "Ty?"— tu jakiś schowek? —wyjaśnił chłopak. Wyszłam zza jego pleców (był nieco wyższy) i skinęłam głową na powitanie. Kobieta nawet na mnie nie spojrzała. Poprawiła tylko czarne włosy, kontynuując wklepywanie czegoś do komputera. 
— W schowku powinno coś być — odpowiedziała tylko, wciąż wlepiając wzrok w ekran. 
— Czemu o tym nie pomyślałem... — wyszeptał blondyn, bardziej do siebie, aniżeli do mnie. —Dzięki - powiedział na odchodne. Wyszedł szybko, nie dając mi czasu na pożegnanie się. 
Zaprowadził mnie przed kolejne drzwi. Za dużo tego wszystkiego, z pewnością nie trafię jutro na śniadanie. Nie wiem, skąd miał klucz, ale użył go i po chwili znaleźliśmy się w... Schowku? Tak nazwała to tamta sekretarka? Było tu wszystko. Dosłownie, chociaż większą część stanowiły kupki konkretnych części do mundurków. Z jednej strony damskich, z drugiej męskich. Akademia najwyraźniej spodziewała się jeszcze kilku... Kilkunastu... Kilkuset nowych uczniów. Cóż, od czegoś trzeba będzie zacząć. 
— Cóż... Akcja poszukiwania dobrego rozmiaru rozpoczęta? — zagadał blondyn. 
— A mam jakiś wybór? — Zaśmiałam się, na dodatek czując, jak moja twarz robi się czerwona. Świetnie. Podeszłam do kupki od przeciwnej strony, żeby chłopak nie zauważył stanu mojej buzi. Wzięłam pierwszą z setek marynarek. Jak bardzo bym się nie starała, była o wiele za mała. Kolejna również. I następna też. 
James wyłonił się zza sterty ubrań, trzymając jedno ze sobą. 
— Ta powinna być dobra — powiedział z uśmiechem, znowu wgapiając się w mój biust. Odebrałam od niego marynarkę i założyłam ją, o dziwo bez większego trudu. 
— Jest idealna! — powiedziałam. — I na dodatek poszło dużo szybciej, niż sądziłam. 
— A teraz spróbuj ją zapiąć. — Chłopak spodziewał się porażki. Zdecydowanie. Chwyciłam guzik i materiał z drugiej strony, próbując go przyciągnąć. Nic. Potrzeba czegoś przynajmniej rozmiar lub dwa większego. 
— Świetnie — mruknęłam, opuszczając bezradnie ręce. — Skoro już tu jesteśmy, to może opowiesz mi coś o sobie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis