— Jestem twoją współlokatorką — odezwała się Jocelyn po dłuższej chwili milczenia. Oh, zabawne. Kilka miesięcy w jednym pokoju i miałabym nie znać jej imienia?
— Wiem — odpowiedziałam krótko, w duszy nadal rozbawiona sytuacją. Jocelyn sprawiała wrażenie poważnej i niezbyt chętnej do rozmowy, a jednak w jakiś sposób była zabawna. Nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu. Zaczęłam jeść. Jedzenie ze stołówki nie było zbyt dobre, a jednak nie miałam wyboru. Jocelyn ciągle mnie obserowała, jakby chciała o coś zapytać, jednak w końcu podniosła widelec do ust. Niezręczna cisza.
— Jakiej jesteś rasy? — wypaliła nagle.
— Esper, jak inni członkowie mojej rodziny, chociaż nie wiem jeszcze, jaką moc posiadam — odpowiedziałam. — I wątpię, że kiedykolwiek uda mi się ją odkryć — westchnęłam. Serio, piętnaście lat, a jednak do tej pory żyłam jak zwykły człowiek, podczas, kiedy inni członkowie mojej rodziny ułatwiali sobie życia za pomocą swoich zdolności. Od zawsze trenowałam samodzielnie i wszystko, co potrafię, było kwestią ćwiczeń. — Przynajmniej w twoim przypadku nie ma wątpliwości do do rasy! Ogólnie to dużo zwierzołaków było kiedyś w niewoli, większa część nadal jest. Jak to było z tobą?
Zadzwonił dzwonek. Na moim talerzu nadal było sporo jedzenia, a jednak nie kontynuowałam posiłku, czekając jedynie na odpowiedź Jocelyn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz