Wszedłem do swojego pokoju. Współlokatorów, o dziwo, nie było. A szkoda, potrzebowałem zaśmiać się komuś w twarz. Podszedłem do okna. Był wieczór, nie było widać nic oprócz lamp, które i tak dawały znikome światło. Ziewnąłem, myśląc tylko i wyłącznie o śnie. Jak na złość była dopiero dwudziesta, a moje zadania leżały obok łóżka, nawet nietknięte. Ledwo czując nogi, rzuciłem się na posłanie i sięgnąłem po notatki. Długie, ale łatwe polecenia. Ah, zdążę zrobić jutro z rana, jeśli tylko wstanę chwilę wcześniej. Sobota, krótkie lekcje, może nawet nie będą tych zadań sprawdzać... Wstałem i udałem się na korytarz, chcąc raz jeszcze dokładnie obejść szkołę, tym razem na spokojnie i bez napiętej atmosfery pomiędzy pewną parą. Cicho zamknąłem za sobą drzwi, w końcu niektórzy mogli już spać. Pierwsze schody i korytarz na piętrze niżej. Nagle stanąłem, a moje serce zaczęło bić nieco szybciej. COŚ stało na końcu korytarza. Ogonek, cztery nogi, poroże, ale... Cholera, ludzkie ciało. Już miałem zamiar wycofać się i zrezygnować z wieczornej przechadzki, kiedy to obróciło się w moją stronę, uśmiechając się. Jeleniołak, jak nic. Kurwa, Kyozuo, przestraszyłeś się czegoś, czym sam prawie jesteś. Przybrałem na usta swój standardowy uśmieszek i podszedłem bliżej. Zwierzołak cofnął się nieco, jakby spłoszony.
— Ah, cześć — odezwałem się, kiedy miałem pewność, że mnie usłyszy.
— Tak, cześć — odpowiedział cicho, właściwie ledwo go usłyszałem.
— Wydaje mi się, czy masz krzywe nogi? — zaśmiałem się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz