Heather najwyraźniej zdecydowała się nie dawać mi tej godziny albo dwóch na ogarnięcie. Od razu poprowadziła mnie w stronę szkoły. Jakieś pomieszczenie, pełniutkie poskładanych dokumentów. O cholera, myślałam, że oni jednak całe dnie się obijają. Czyżby jednak nadrabiali po nocach? Chociaż u żadnego z nich nie zauważyłam typowych oznak zmęczenia na twarzy ani w postawie. A może to przez Jamesa? Podobno jest czarodziejem, tak słyszałam, czy potrafi ukrywać przemęczenie, niedoskonałości? To dlatego jest taki idealny? Hmm, chciałabym go zobaczyć bez magii wpływającej na jego twarz. O ile w ogóle jej używa... Shioko, co ty pleciesz?
Heather zaczęła tłumaczyć mi jakieś podstawowe rzeczy. Kolory, przekleństwa i... Przepraszam bardzo. Co? Nie zrozumiałam praktycznie niczego, chociaż na pewno wszystko powiedziała poprawnie. Sama wyglądała idealnie i nie wyglądała na osobę, która często popełnia błędy. Czyli jednak się do tego nie nadaję? Czy to oznacza, że nie przejmę firmy po ojcu, jak to robi się w naszej rodzinie od czterech pokoleń? Spojrzałam na Heat pytająco, ale ta się nie odzywała, rzuciła jedynie wzrokiem na sterty papierów i skierowała się do wyjścia. Mam nadzieję, że chciała coś przynieść i że nie miała zamiaru zostawić mnie z tym wszystkim.
— Hej, Heather! — Spróbowałam kupić sobie chociaż chwilę więcej. — Mogłabyś wytłumaczyć jeszcze raz, ale... wolniej? — Zaśmiałam się nerwowo, po czym stwierdziłam, że moje stopy chyba były kiedyś szersze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz