Ręka Heather wylądowała na mojej głowie, niszcząc idealnie ułożoną grzywkę. Poczułam się co najmniej dziwnie, chociaż trwało to może dwie sekundy, bo zaraz po tym dziewczyna weszła do małego pokoiku, niosąc ze sobą trzy nowe urządzenia. Rany, źle, niedobrze, zdecydowanie muszę poszukać pracy i oddać te pieniądze. Trzeba będzie skoczyć po gazetkę.
— Będą wprowadzane od przyszłego roku dla nowego rocznika, ale trzymaj póki co. Który wolisz? — zapytała Heather, stając przede mną. Beżowy, czarny i jakiś dziwny. Dokładnie przyjrzałam się wszystkim. Beżowy pasowałby do mundurka, czarny kompletnie mi się nie podobał, natomiast ten trzeci co chwila zmieniał kolor pod palcami uczennicy.
— Hmm. Chyba ten ostatni, jest uroczy — wybełkotałam, (prawie na pewno) czerwieniąc się. Super. Nazwałaś kuralet uroczym, jakby nie dało się zaliczyć tego dnia więcej wpadek. Heather podała mi urządzenie, a ja delikatnie włożyłam je do torby przewieszonej przez ramię, uważając, aby nie go nie stłuc. Znowu. — Ja... Ja i tak oddam te pieniądze — wyszeptałam, wgapiając się w swoje buty (które, swoją drogą, były całkiem ładne, jak na akademickie). Heather podeszła do papierów, Foma wdał się w rozmowę z Dexterem (który szybko zabrał paczkę ciastek i udawał, jakby ich nie było), a James wyglądał, jakby zasnął. Zdecydowanie żaden z nich mnie nie usłyszał. — Oddam te pieniądze. Jaka to będzie kwota? — powtórzyłam głośniej, momentalnie nabierając pewności siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz