– Kiedy już skończysz szkołę, zdobędziesz trzydziestodwuletni staż w pracy i będziesz mieć na karku koło sześćdziesiątki, pomyślisz sobie pewnego dnia: Dziś jest ten dzień, kiedy poznam tajemnicę swojego pochodzenia! Zaśmiejesz się i skorzystasz pomocy urzędników, sama czasem wpełźniesz do mniej nawiedzonej biblioteki, szukając w dziwnych księgach osób o tym samym nazwisku co ty. Jak już ci się uda zdobyć jakiekolwiek informacje i dowiesz się, skąd jesteś, stwierdzisz, że mogłaś się za to zabrać znacznie wcześniej. – Roześmiałam się cicho, mrużąc oczy. – Zobaczysz, tak będzie!'
Troska chłopaka była zdecydowanie miła, ale kwestia mojego pochodzenia raczej nie martwiła mnie aż tak bardzo. Przede wszystkim - niektórych rzeczy lepiej nie wiedzieć, w przypadku mojej rodziny naprawdę nie wiedziałam, czy chciałabym poznać jej historię. Matki nigdy nie było, dom stał pusty odkąd zaczęłam przebywać w Nervill, a pytania do Sky kończyły się zaciśniętymi ustami i cichym odmruknięciem niezidentyfikowanego zbioru słów. Może kiedyś było inaczej. Może było w tym coś więcej albo w sumie równie dobrze mogło nic nie być. I chyba każda z tych opcji byłaby tą równie dobrą, co każda inna.
– Już nie mogę się doczekać tego, kiedy ja, zniedołężniała staruszka będzie podróżować po świecie, przeszukując urzędy i biblioteki w poszukiwaniu tak cennych informacji – powiedziałam z rozbawieniem. Oj, za te czterdzieści parę lat będą się na pewno równie ciekawe rzeczy działy.
– Ojoj, z pewnością nie będziesz zniedołężniała, jeśli się za bardzo nie zapuścisz.
– Sześćdziesiąt lat to wcale nie tak dużo, poza tym raczej się nie "zapuszczę". Bardziej martwiłabym się o ciebie – wytknęłam chłopakowi. Wieczna młodość, zdrowy tryb życia i stałe dostawy ciast z pobliskich cukierni na pewno zapewnią mi względną mobilność!
– O mnie? Sądzisz, że nie będę w stanie ruszyć się z kanapy i samemu iść na miasto? – Nie wytrzymałam i zaczęłam się zwyczajnie śmiać. – Gdybyś potrzebowała pomocy w poszukiwaniach, znajdź mnie! Z miłą chęcią ci pomogę.
– Nie zaprzątaj sobie tym głowy... – zaczęłam, ale chłopak szybko mi przerwał. Poszerzyłam nieco uśmiech.
– Oooo! – Wzdrygnęłam się, słysząc nagły, krzykliwy ton chłopaka. – Musisz kogoś poznać, to naprawdę wspaniała osoba i ma cudownie bombowe pomysły!
Szybki marsz i już po chwili znajdowaliśmy się przed budynkiem, wyglądem przypominających wszystkie te z Atlanty.
– Kogo tu nosi?! – Otworzyły się drzwi. – O, to ty i jakaś dziewczyna, o, co za niespodzianka. – Otworzyłam usta, ale szybko zamknęłam je, nie chcąc być niegrzeczna. Rysiołak. Z uszkami.
– Heather, to pan Bonzo. Spec od wszelakich ładunków wybuchowych i dziwacznych pyłków, czyni cuda z tymi swoimi bombami! – Roześmiałam się głośno.
– Bardzo miło mi pana poznać. Reska wspominał, że jest pan "Bombowy", ale nie spodziewałam się, że powinnam odbierać to dosłownie. Mam nadzieję, że nie przeszkadzamy... – dodałam, wspominając dźwięk tłuczonego szkła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz