– Czyli… wcale nie musimy tu wchodzić…? – wyjęczała, jakby niepewna jakiegokolwiek z tych słów.
Uśmiechnąłem się. Biedaczka, zestresowała się tym tak bardzo, że ledwo stała na swoich roztrzęsionych nogach, nie mówiąc już o przestrasznych fioletowych oczach skierowanych na moją twarz. Pokiwałem głową.
– Wcale nie musimy tu wchodzić – powtórzyłem po różowowłosej dziewczynie. – Jedyne co zrobimy, to dodamy trochę pracy moim znajomym… – Mrugnąłem do niej. – A szczególnie jednemu, bo ostatnio dosyć się nudzi, a troszkę papierków mu nie zaszkodzi. – Parsknąłem śmiechem. – Idziemy?
Dziewczę skinęło głową (dalej cała roztrzęsiona). Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem w kierunku schodów, a Shioko za mną, jak robią to małe kaczuszki idące za swoją matką. Uśmiechnąłem się na taką myśl i trzymając resztki kuraletu, wszedłem na schody.
Wkrótce stanęliśmy przed drzwiami samorządu. Westchnąłem. Miejmy nadzieję, że przynajmniej jedno z rozbieganej trójki (bo w końcu Nico i tak mieszkał w innym pokoju) znajduje się za drzwiami.
– Gotowa? – mruknąłem, dalej z szerokim uśmiechem na twarzy.
I nie czekając na odpowiedź Shioko, zapukałem i popchnąłem drewniane drzwi, spodziewając się, że prędzej ujrzę pusty pokój, niż całą świętą trójcę zebraną w jednym miejscu.
A jednak. Heather siedziała przy biurku, Dexter z ciasteczkiem w ustach stał przy oknie z papierami w dłoni i studiował je powoli (wyglądał cudownie w świetle wpadającym przez okno, ale to zostawmy na później), a James leżał na łóżku.
– Na cesarza, niemożliwe, oni wzięli się do jakiejkolwiek pracy, Heat? – powiedziałem na przywitanie. – Mamy mały problem – stwierdziłem, przesuwając się bok, by zauważyli Shioko, a sam podniosłem rękę z kuraletem do góry. – Zepsuty, nic się z tym nie zrobi niestety – oświadczyłem, wzruszając ramionami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz