czwartek, 20 lipca 2017

Od Fomy, CD Cesare

Dzień jak co dzień. Kilka lekcji po czym obrabianie zdjęć dla Hery. Po raz tysięczny, jeżeli nie dwutysięczny. Za każdym razem to samo. Coś wymazać, coś dodać, a to źle podkręciłem kolory, a to za mało czy za dużo. Za. Każdym. Pieprzonym. Razem. Miałem wrażenie, że ekran dosłownie faluje przed moimi oczami. Westchnąłem i zdjąłem okulary (by jeszcze bardziej ich nie zniszczyć), a następnie uderzyłem głową w pusty kawałek biurka przy komputerze. Jęknąłem. Tyle rzeczy na głowie. A to zbliżająca się wycieczka do Sky, a to wypadałoby skupić się na rozszerzeniach i porządnie je wybrać, a to trzeba w końcu ogarnąć mieszkanie i pracę, a to... Po prostu tych rzeczy było za dużo. Zdecydowanie. A ja sam nie wyglądałem najlepiej po czwartym (może szóstym?) kubku kawy, w rozczochranych włosach i koszulce, która jakimś cudem ostatnio zrobiła się większa i jeszcze bardziej na mnie wisiała... Cudownie, idealnie, perfekcyjnie. Podniosłem się powoli z krzesła. W dodatku okazało się, że będę musiał pożegnać się z łożem zbudowanym z dwóch pojedynczych łóżek, a Dex... a Dex będzie spać na podłodze. W końcu trzeba było zrobić miejsce dla kogoś nowego. Nie wiadomo kogo, po prostu ktoś miał się pojawić. Byleby nie był głośny, potrafił się sobą zająć i się mył. Wielkich wymagań nie miałem. Szybko uporządkowałem papiery na biurku, a po chwili ruszyłem w kierunku wyjścia z pokoju, by przynajmniej się przewietrzyć. Chwyciłem klamkę i wtedy wyskoczył on. 
Jeleń. Je-leń. J e l e ń. 
Ściągnąłem brwi i była to jedyna rzecz, którą zdążyłem zrobić, bo chyba... zemdlałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis