poniedziałek, 31 lipca 2017

Kompilacja: [Dexter x Foma] 7

W końcu dostrzegliśmy kilka ścieżek. Na tej naszej co kilka kroków, na gałązkach drzew była zawieszona cienka, niebieska nitka, wydająca się świecić.
Po dwudziestu minutach marszu pod górkę znaleźliśmy się nad źródłami. Trudno było nazwać to górą, ale wzdłuż kamienno-piaszczystego usypiska rozciągały się poziomami drobne, o średnicy od dwóch do trzech metrów wgłębienia z wodą, z których wydobywała się para. Pokręciłem przecząco, widząc minę Fomy.
– Jeszcze nie tutaj, kawałek dalej, są większe, bardziej osłonięte i prywatne – dodałem.

Rozejrzałem się po okolicy z zachwytem w zielonych oczach. Bajkowo, magicznie, słowa Dextera sprzed wyjścia wręcz uleciały mi z mojej głowy. Było cudownie. Brakowało tylko świetl... oh. Uśmiechnąłem się, dostrzegając kilka w koronach pobliskich drzew. Cudownie.
– Prywatne mówisz? – mruknąłem z chytrym uśmiechem na twarzy, już rozpinając pierwszy guzik mojej koszuli.

Pokręciłem z niedowierzaniem głową.
– Nie kuś, nie chcesz, żeby ktoś cię usłyszał – wyszeptałem mu do ucha, gładząc po boku.

– Jestem aż taki głośny? – zapytałem z wyrzutem. – Najwidoczniej to twoja wina, że doprowadzasz mnie do aż takiego stanu... – szepnąłem, przybliżając się do niego.

Parsknąłem śmiechem, składając pocałunek na jego szyi.
– Dziesięć minut drogi jeszcze, wytrzymasz? – szepnąłem.

– Postaram się – wyszeptałem, przechylając głowę w bok. – Oj, podoba mi się tu.
Zaczęliśmy iść dalej.

Doszliśmy w końcu do zagajnika, z zewnątrz wyglądało to na gęsty las. W praktyce wyszukałem odpowiednią gałąź, unosząc ją i odsłaniając przejście. Na samym środku było kamienne gorące źródło w kształcie koła, na pierwszy rzut oka o średnicy przynajmniej sześciu bądź siedmiu metrów, a w wokół posadzono kwiaty oraz drzewka owocowe w rogach zagajnika. Wyłożyliśmy wszystko z koszyka na trawie, znajdując na jego dnie dodatkowe dwa ręczniki.
– Gotowy? – zapytałem, zdejmując koszulę.

Jeszcze lepiej, jeszcze cudniej. Wokół nas błoga cisza, jedynie cykanie nocnych świerszczy i innych owadów, a świetliki znajdujące się na drzewach rozświetlały cały teren.
Uśmiechnąłem się, rozpinając swoją koszulę i mrugnąłem do chłopaka, podziwiając go przy okazji. Arcydzieło.
– Oczywiście – mruknąłem.

Parsknąłem z rozbawieniem, podchodząc do chłopaka i zacząłem rozpinać resztę jego guzików.
– Czekam w wodzie – dodałem, pozbywając się spodni oraz bielizny i udałem się w kierunku źródła.

Prychnąłem.
– Serio, potrafię zdejmować koszulę – mruknąłem, gdy ten podszedł do mnie.
No cóż. Obrócił się i trzeba było przyznać, że tyłek miał cudowny. Nie pozostało mi nic innego, sam zdjąłem spodnie wraz z bielizną i chwilę po Dexterze znajdowałem się w ciepłej wodzie. Mruknąłem, zanurzając się bardziej.

Zanurzyłem się na moment, żeby zaraz z powrotem znaleźć się nad powierzchnią. Temperatura była idealna, gorąca, ale niezbyt parna. Odgarnąłem kosmyki włosów do tyłu, opierając się wygodniej o kamienną ściankę.
– Chyba już wiem, gdzie wybierzemy się w przyszłym roku. – podsumowałem.

– Doskonały pomysł – skomentowałem propozycję Dextera, samemu chwilę potem znikając pod taflą wody.
Zawsze znajdowałem to samo. To piękne poczucie spokoju, ciszę i odpoczynek. Zdecydowanie to lubiłem. Siedzenie pod wodą było relaksujące, za każdym razem dawało mi czas na uporządkowanie myśli. Kilkadziesiąt sekund i znowu patrzyłem na czarnowłosego.

Z rozbawieniem wychwyciłem naszą wymianę spojrzeń. Rozłożyłem zachęcająco ramiona, zanim zmieniłem zdanie. Dno w najlepszym miejscu było wyższe niż ja, ale w większości miejsc dotykałem go stopami. Im bliżej środka, tym głębiej. Podpłynąłem do Fomy, podtapiając go lekko.

A więc tak graliśmy. Warknąłem i zanurkowałem niespodziewanie, a następnie chwyciłem za nogę Dextera. Pociągnąłem ją w moją stronę, chcąc wywrócić chłopaka.

Roześmiałem się, chwytając chłopaka za bark i ciągnąc w moją stronę. Ostatecznie byłem silniejszy.

Ygh. Spojrzałem się w szmaragdowe oczy Dextera.
– Nie mam szans! – prychnąłem, dalej starając się go podtopić. – Ty tu stoisz!

Kiwnąłem z rozbawieniem głową, całując chłopaka w kąciki ust.

Przewróciłem oczami, oddając pocałunek. Przeczesałem włosy Dextera, a następnie przyciągnąłem go do siebie.

Och, zaczynało robić się interesująco. Jęknąłem, przybliżając się do chłopaka. Złapałem go za pośladki i uniosłem nieco w wodzie.

Och. Zaplotłem ręce za jego szyją, a nogi na biodrach. Jęknąłem cicho, a następnie przeniosłem jedną z dłoni na klatkę piersiową chłopaka, powoli sunąc nią w dół.

Zszedłem z pocałunkami na szyję, zostawiając po sobie malinki i ślady od ugryzień. Zdecydowanie nigdy nie będę miał go dość.

– Nigdy nie możesz się powstrzymać? – zapytałem, odchylając głowę.
Zatrzymałem dłoń na podbrzuszu chłopaka.

Powstrzymałem jęk, czując dotyk palców chłopaka na moim podbrzuszu.
– Oczywiście, że nie – warknąłem. – Każdy powinien wiedzieć, że jesteś zajęty.

Parsknąłem śmiechem.
– Wydaje mi się, że akurat to już cała szkoła wie – prychnąłem.
Przeniosłem dłoń na jego sutek, podszczypując go delikatnie.

– Szkoła szkołą, ale nowy rocznik jeszcze nie – warknąłem, zostawiając mocniejszy ślad.

Jęknąłem. Drań.
– I jeszcze trochę czasu minie, zanim się dowiedzą – mruknąłem. – W końcu na początku muszą przyjechać.

– Więc lepiej niech się szybko uczą – wymamrotałem, podnosząc go nieco wyżej. Usta skierowałem na klatkę piersiową chłopaka.

Pokręciłem głową, uśmiechając się. Podszczypałem go, a chwilę później zaplotłem ręce za głową chłopaka. Cudownie.

Prychnąłem z rozbawieniem, skupiając się na jego lewym sutku.

Jęknąłem, odchylając głowę do tyłu i wypychając klatkę piersiową. Zaplotłem ręce we włosy Dextera, pociągając go za nie, lekko.

Roześmiałem się na moment, widząc jego pełną zadowolenia minę, która zmieniła się w czyste oburzenie. Pocałowałem go na zgodę.

Oddałem pocałunek, a następnie powoli, bardzo powoli zacząłem sunąć dłonią w stronę jego bioder, rysując na skórze małe koła.

Odsunąłem na moment od niego głowę.
– Pomyślmy... Nie ma Jamesa, Heather, Hery, naszego współlokatora ani Kyo. Nikt nam nie przeszkodzi w końcu – wymamrotałem.

Parsknąłem śmiechem, kręcąc głową.
– Jak magicznie wyczarujesz prezerwatywy i lubrykant, będę cały twój – mruknąłem, zajmując się jego szyją.

Jęknąłem z irytacją.
– Następnym razem – obiecałem. Jak zwykle coś musiało w tej kwestii pójść nie tak, jak żyć.

– Chyba nie jest to nam jeszcze dane – zaśmiałem się, przeczesując włosy Dextera. – Jutro – pocałowałem go.

– Jutro zaczniemy sesję. Nie ma nawet mowy o tym tygodniu – wymamrotałem, przytulając go bardziej do siebie.

Prychnąłem.
– No tak.
Przeszedł mnie deszcz na myśl o tym, co jutro miało się dziać. Wtuliłem się jeszcze bardziej w chłopaka.

Przytuliłem go do siebie. Następnie kilka godzin upłynęło nam na pluskaniu, obściskiwaniu i jedzeniu.

Mruknąłem, czując, jak Dexter przeczesuje moje włosy, podczas gdy ja kreśliłem koła na jego klatce piersiowej. Leżał na ręczniku, a ja na nim z głową na piersi chłopaka, która unosiła się w równym, miarowym tempie.
– Niedługo powinniśmy się zbierać... – stwierdziłem, przenosząc swój wzrok na jego twarz.

– O której wstajemy? – zapytałem, podnosząc brew i zapinając koszulę. – Byle nie o szóstej, proszę...

– A bo ja wiem? O której nas obudzą – ziewnąłem szeroko. Kilka minut później byliśmy już gotowi do drogi.

Zaplotłem moje palce z tymi Dextera i zacząłem ponownie podziwiać otaczający nas krajobraz. Odetchnąłem głęboko, a następnie ziewnąłem tuż po chłopaku.
– Już nie mogę się doczekać miękkiego łóżka.

Kiwnąłem głową, jedną dłonią trąc oczy. Po półgodzinie marszu doszliśmy w końcu do domu, śledząc niebieskie nitki na drzewach. Ostatecznie w którymś pokoju paliło się światło, pewnie Sky coś kończyła, a my zwaliliśmy się na łóżko i wpadliśmy w objęcia Morfeusza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis