– Nie chcę, żebyś też się spóźniła– odpowiedziała mi Pel. Szczerze mówiąc, liczyłam na jakąś dłuższą znajomość, że chociaż da się odprowadzić. – Zostało jeszcze kilka minut, przy odrobinie szczęścia zdążę się przebrać i wpaść na zajęcia na ostatnią chwilę – dodała. Czyli ostatecznie nadal miała mi za złe.
– Do zobaczenia – wymamrotałam, słysząc jej pożegnanie. I poszła. Całkowicie mokra, z szalikiem na szyi. Sumienie zaczęło mnie gryźć od środka, chociaż właściwie nie mogłam zrobić nic więcej, prócz przeprosin. Wpatrywałam się w nią do czasu, aż zniknęła z pola widzenia. Naprawdę ładna dziewczyna.
W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że do rozpoczęcia zajęć zostały dwie minuty, a ja miałam przynajmniej pięć biegiem do szkoły. W takich momentach zdecydowanie przydawała mi się moja kondycja. Puściłam się biegiem w stronę szkoły z nadzieją, że jednak się uda, że nauczyciel się spóźni albo wydarzy się cokolwiek, co opóźni zajęcia o te kilka minut. Pech, który ostatnio był moim najlepszym przyjacielem (a może wrogiem, który bardzo lubił podkładać mi nogi?), sprawił, że w połowie drogi się wywróciłam.
– CHOLERA! - wykrzyknęłam i, niesamowicie zdenerwowana, podniosłam się. Mokra trawa zmoczyła nieco moją spódnicę, świetnie. Brakowało jeszcze, żeby zostawiła zielone smugi. Z doświadczenia wiem, że naprawdę trudno się ich pozbyć. ARGH. Zdecydowałam, że opuszczę pierwszą godzinę lekcyjną. Wolnym, zrezygnowanym krokiem przeszłam resztę trasy. Ah, już trzy minuty spóźnienia, a ja nadal nie zmieniłam stroju. Westchnęłam i skierowałam się do pokoju. W środku było pusto, najwyraźniej współlokatorki były grzeczniejsze ode mnie. Podeszłam do walizki i wyciągnęłam jakieś spodnie, pierwsze z góry. Oh, różowe. Nawet nie weszłam do łazienki, nie było osoby, która mogła wparować do pokoju w trakcie zajęć. Minuta, a na moich nogach, w końcu, znalazły się spodnie. Góra mundurka nie wyglądała źle, więc zdecydowałam się ją zostawić. Kolejne pół godziny przesiedziałam na łóżku, wpatrując się w sufit i przeklinając samą siebie i swojego pecha. Koniec pierwszej lekcji się zbliżał, więc wyszłam szybciej - aby się nie spóźnić i przy okazji mieć czas na wyjaśnienie nieobecności. "Ubrudziłam mundurek" brzmiało naprawdę żałośnie, ale nie miałam energii na kłamanie.
W klasie zjawiłam się punktualnie. Nauczyciel o nic nie pytał, więc w spokoju zajęłam swoje miejsce i, pomimo nastroju, dwie kolejne lekcje starałam się spędzić aktywnie.
– Na kolejne zajęcia – zaczął nauczyciel przed samym końcem trzeciej godziny – zróbcie piąte na siedemdziesiątej drugiej. Miłego dnia – dokończył, a uczniowie poczęli kolejno wychodzić z klasy. Byłam ostatnia. Pedagog nie zapytał o powód mojego stroju ani o nieobecność na pierwszych zajęciach. Z jednej strony czułam ulgę - nie musiałam się tłumaczyć przed kolejną osobą. Z drugiej strony, trochę mnie to martwiło, jakby mnie unikał. Czy wiedział już, że to przeze mnie Pel spóźniła się na lekcję? Potrząsnęłam symbolicznie głową, oczyszczając swój umysł z przytłaczających myśli i skierowałam się w stronę stołówki.
Z dala, w kolejce, dostrzegłam charakterystyczne krótkie, białe włosy. Pel! Również miała na sobie spodnie, pewnie się przebrała jeszcze przed pierwszymi zajęciami. Rozmawiała z kimś, chociaż przez panujący wszędzie gwar, nie byłam w stanie rozróżnić głosów, a co dopiero słów, które wypowiadała. Podeszłam bliżej, z zamiarem dopytania się, czy nie oberwało jej się za spóźnienie.
– Pel! - zawołałam, kiedy byłam już tuż za nią. Postać się odwróciła, jednak twarz nie należała do tej poszukiwanej przeze mnie. Miała zdecydowanie męskie rysy, a sama sylwetka, jakby się zastanowić, była wyższa. Poczułam, że moje mięśnie się spinają, a twarz była bliska stania się czerwoną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz