wtorek, 27 czerwca 2017

Kompilacja: [Heather x Jaśmin]

Zamrugałam parokrotnie, gdy zostałam zasypana lawiną pytań przez Heather, po czym zastanowiłam się nad odpowiedziami, rysując w rogu trumienkę i kwiatki z kondolencjami skierowanymi do chłopaków, a nieco niżej zaczęłam właściwie streszczenie regulaminu.
–  Bardzo mi się podoba, zwłaszcza oranżeria. Wszyscy wydają się mili, chociaż niewiele osób poznałam. Pokój mam z bratem, więc na nudę nie narzekam, tylko Fintanowi trochę współczuję, że trafił na nas. Nauczyciele są wymagający, ale nie narzekam –  odpowiedziałam powoli, uśmiechając się delikatnie. –  Co do egzaminów, nie poszły źle. Myślałam, że po tak długiej przerwie od szkoły będzie gorzej –  zaśmiałam się cicho, nieco z ulgą. Naprawdę myślałam, że pójdzie mi tragicznie, a wszystkie nauki dziadka pójdą się walić. Jednak było znacznie lepiej.
–  A tobie jak poszły egzaminy?

Poszerzyłam uśmiech, słysząc melodyjny ton dziewczyny. Jej ręka osunęła się na papiery, które zaczęła zdobić delikatnymi, drobnymi rysunkami. Sądząc po wybranych motywach, nie wątpiłam, że nawiązywały one do Jamesa i Dextera. Cóż, zdecydowanie chyba znalazłam bratnią duszę do wypełniania wszystkiego rodzaju druczków oraz plenienia nieścisłości, trzeba będzie podrzucić im coś sensowniejszego do pokoju. Pomoc samorządowi szkolnemu zawsze powinna być wynagradzana.
–  W miarę. Jakieś plany na resztę dnia? –  spytałam, przekładając kupki papierzysk.

Przechyliłam głowę o parę stopni w prawo, przyglądając się przez ułamek dziewczynie, ale zaraz spojrzałam na papiery. Może tylko mi się wydaje, że nie miała ochoty mówić o swoich egzaminach? Może. Chwyciłam czerwony flamaster, zaczynając zakreślać najważniejsze rzeczy.
–  Czytać książki, uzupełniać zielnik albo siedzieć w towarzystwie kwiatów. Któreś z tych, ewentualnie wszystko na raz –  odpowiedziałam, zastanawiając się, czy nie miałam zamiaru też czegoś wyhaftować, ale stwierdziłam, że dziś odpuszczę sobie bawienie się nićmi i igłami. - Oczywiście, najpierw pomogę tobie z papierkową robotą. –  Uśmiechnęłam się, streszczając kolejny regulamin i zakreślając czerwonym flamastrem. Nie wygoni mnie, choćby bardzo chciała, to zostanę do końca. A jak zmartwiony Marviś przyjdzie, to go zmusimy, żeby też pomógł. Na smutne oczy i ciastka się go przekona. Plan idealny.
–  A panienka co ma zamiar robić potem?

O, pojawił się czerwony flamaster, czyli trzeba będzie się temu bardziej przyjrzeć. Kiwnęłam ze zrozumieniem głową, wyglądało na to, że dziewczyna preferuje zdecydowanie bardziej spokojne okoliczności. Nie spodziewałam się co prawda, że haftuje, ale z drugiej strony idealnie wpasowywała mi się w obrazek spokojnej, dobrze ułożonej dziewczyny, więc tego rodzaju zajęcia raczej stanowiły codzienność.
– Oprócz morderstwa? – spytałam z rozbawieniem. – Nic szczególnego, trochę się pouczę, poczytam, pewnie ściągnę jakiś film.

– Jak będziesz potrzebowała pomocy przy ukryciu zwłok, to wołaj – powiedziałam z szerokim uśmiechem, zakreślając fragmenty tekstu, po czym znowu sięgnęłam po czarny flamaster i pisałam streszczenia.
Co do ukrywania zwłok, to chyba niedługo będzie mnóstwo okazji do ich ukrywania. Chociaż najbardziej się nastawiam na atak latających świnek morskich, ewentualnie pozwanie któregoś z klubów. Z drugiej strony imienia z francuskim słówkiem nie widziałam. Będę musiała jakoś to sobie poukładać.
Sterta papierów w końcu zaczęła maleć. Co prawda powoli, ale zaczęła. Jest postęp.
– Pomijając ciebie, Dextera, Jamesa i Nico, jest ktoś jeszcze w samorządzie?

Roześmiałam się głośno, wyobrażając jak niewinna, niska wróżka łąkowa (do lasu się nie nadawała, to musiały być łąki) chowa ze mną trupy. Cmentarz, ciemna noc, niebo usiane gwiazdami, w pełnię księżyca, tak bardzo złowieszczą i tak bardzo niedocenianą. Sterta papierów stopniowo malała, przez co odetchnęłam z ulgą. W porównaniu ze zwykłym czasem, to teraz szło nam wręcz abstrakcyjnie dobrze.
– Póki co nikt, ale niedługo może będziemy robić nowe wybory i tasowanie będzie.

Spojrzałam na dziewczynę, unosząc brwi, powstrzymując uśmiech, który gdzieś tam się czaił w kąciku moich ust.
–  Cóż, to cię tak śmieszy? –  spytałam, domyślając się, że chodzi o chowanie zwłok. Powinnam uznać to za komplement czy obrazę? Chyba komplement, jeśli weźmie się pod uwagę moją poprzednią szkołę. Kilka iście elokwentnych uwag do kartoteki czerwonym atramentem i wydalenie ze szkoły. Aż trochę posmutniałam, ale zaraz odgoniłam od siebie nieprzyjemne myśli, rysując gdzieś z boku nieudolną podobiznę Dexter, Jamesa, Nico i Heather.
– Dobrze, że mojego brata nie interesują takie rzeczy Nastałyby mroczne czasy.. –  W głowie mignął mi obraz dziecka, które stało na stercie kartonów, z peleryną, papierową koroną oraz chochlą w dłoni. Parsknęłam śmiechem, kręcąc głową.

Początkowe rozbawienie dziewczyny, zmieniło się w smutek. Pusty, duszący, a przy tym nadal czysty. Zmarszczyłam nieco brwi, starając się w jakiś sposób wyciszyć moją zdolność, ale nie działało to na wszystkich frontach, w rezultacie wciąż czułam delikatny posmak zawodu oraz niezrozumienia na języku.
– Dexter coś wspominał, razem z Nico. Bodajże to oni was wprowadzali, prawda? Powiedzieli, że Marvill jest... specyficzny. Otrzymałam od niego wniosek o dofinansowanie na strzelbę i parę naboi, czy mam się bać? – spytałam z rozbawieniem. – Swoją drogą, przepraszam, jeżeli wyda ci się to nieuprzejme, ale... Co jest z twoim szalikiem? – spytałam. – Cechy szczególne i tak dalej. – Machnęłam ręką.

Spięłam się. Że co, że jak, że kiedy?! Oj, chyba wymienię się rolą z Vladdym, ewentualnie dołączę do miśka i zacznę ochrzaniać brata, a potem przywiążę go do krzesła szalikiem, żeby owej strzelby nawet palcem nie dotknął. Zgadywałam, że teraz pewnie Mordek ową strzelbę miał w posiadaniu. Eww, Vicia by się przydała. Ogarnęłaby ich, a potem dała porządnego kopa w cztery litery i miotała przysłowiowymi piorunami z oczu, że żadne nie odważyłoby się cokolwiek zrobić. Nah, miejmy nadzieję, że nie wywalą nas po trzech dniach.
–  Owszem, bałabym się, ale postaram się go ogarnąć i wybić mu z głowy to, co planuje. –  I dorwać Mordechaja przed bliźniakiem. Tak, to dobry plan.
–  Hmm? –  Zamrugałam zaskoczona i spojrzałam na Amigo, który poruszył się niespokojnie. - Noszę go po prostu wszędzie. To mój najukochańszy przyjaciel – powiedziałam, po czym zorientowałam się, że słowo „przyjaciel” było nie na miejscu. –  Znaczy się… Szalik. Mój najukochańszy szalik – poprawiłam się, uśmiechając się delikatnie, odrobinę zbyt nerwowo.

Coś czuję, że nie tylko moi idioci skończą tego dnia w trumnie, co prawda dziewczyna nie wyglądała na wściekłą, ale po cichu kibicowałam w zmyciu głowy Marvillowi. Jeszcze go nie poznałam, ale wniosek o tego rodzaju rzeczy zdecydowanie nie napawał mnie optymizmem. Tym bardziej, że trzeba było napisać dokładny powód jego odrzucenia oraz poprzeć jakimiś argumentami, a do głowy przychodziło mi tylko "Chyba cię popitoliło", w najlepszym wypadku dla dodatku.
– Jest bardzo ładny. – Uśmiechnęłam się, spoglądając na kolorowy szalik. Wróciłam do wypełniania kolejnych papierzysk, w rezultacie już po godzinie sterta została ukończona. Cudownie. Fenomenalnie.

– Nie ma za co – wymruczałam śpiąco, uśmiechając się leniwie. Na magiczne słowo „ciasto” prawie się obudziłam. Prawie. Senność wygrywała na razie, więc nie poderwałam się natychmiastowo. Pokiwałam tylko głową energicznie na znak, że chętnie pójdę, ale powieki same mi opadały, nie mówiąc o tym, że nie miałam siły podnieść głowy.
– Zaaraz. Tutaj jest wygodnie. –  Na tyle ile stół mógł być wygodny. Zamruczałam cicho, gdy dziewczyna przeczesała moje włosy. Nah, teraz naprawdę nie wstanę. –  W sumie to która godzina?

Pokręciłam z niedowierzaniem głową, ponownie przeczesując kilka kosmyków. Jeżeli to ją uspokajało, to zdecydowanie zasłużyła.
–  No już –  spróbowałam ponownie, szturchając ją palcem w policzek. –  Twój brat wnosił o sfinansowanie strzelby, nie wiem co zrobi, jeżeli dowie się, że zasnęłaś na stole – powiedziałam z rozbawieniem. –  Dwudziesta trzecia, pora czmychać do pokoi.

Mogłabym być głaskana częściej, ale lepiej nie będę się zapędzać, bo się uzależnię i rozleniwię. Prychnęłam rozbawiona, wyobrażając sobie jak mój bliźniak lata ze strzelbą.
- Gdyby jeszcze umiał strzelać. Chociaż rzeczywiście bym się bała, po tym co zrobił mojemu byłemu, ale tobie to raczej nie grozi – parsknęłam śmiechem, przypominając sobie nagranie. Trochu okrutne, ale zawsze mimowolnie na to wspomnienie się uśmiechałam. Gdy dostałam odpowiedź, podniosłam się natychmiastowo i otworzyłam oczy. Że dwudziesta trzecia? Za pół godziny cisza nocna. - Która!? - jęknęłam, niechętnie wstając i chwyciłam swój szalik, niezdarnie kierując się ku wyjściu.
- Marvill mnie zabije. Tfu, zwiąże i nigdy nie wypuści – wymamrotałam cierpiętniczo.

Westchnęłam z ubolewaniem, zastanawiając się, czy aby strzelba i naboje nie powinny przerażać mnie nieco bardziej. Aktualnie zamartwiałam się sytuacją dziewczyny, która wyleciała jak pocisk wystrzelony z procy z pomieszczenia, wołając coś odnośnie jej brata. Znaczy, niekoniecznie wyleciała. I raczej nie jak pocisk. Chybotała się, mamrotała coś pod nosem, przecierała zaspane oczy. 
– Poczekaj – powiedziałam, podbiegając w jej stronę. – Chociaż cię odprowadzę – zaproponowałam.


Dziewczyna słaniała się praktycznie na nogach, aż miałam wrażenie, że zaraz wywinie porządnego fikołka i już nie wstanie. Co chwilę później już się ziściło, ale na całe szczęście zdążyłam ją złapać. 
–  Cóż, nie ma za co. To ja raczej powinnam podziękować – powiedziałam z uśmiechem, wracając do siebie. Skierowałam się prosto do mojego pokoju, James gdzieś wybył, a Dexter jak zwykle nocował u Fomy. Zanim się obejrzałam wpadłam w objęcia Morfeusza. 

Marvill nie spał. Wpatrywał się we mnie z kamienną twarz i nie odezwał się nawet słowem, siedząc na łóżku. Fintan sobie smacznie spał, więc nie chcąc go budzić, starałam się zachować jak najciszej, gdy stawiałam kroki w jego kierunku, aż w końcu zmęczona usiadłam obok niego.
– Pomagałam przy papierkowej robocie – mruknęłam, usprawiedliwiając się, ale cisza nadal wydawała się ciężka i napięta. Oparłam głowę na jego ramieniu, przymykając oczy. Domyśliłam się, że mi nie odpowie.
– Nie zapomniałam – burknęłam, czując jak się spiął. – Po prostu szukam – dodałam jeszcze coraz bardziej senna. – Więc się nie gniewaj – westchnęłam, zasypiając i zdążyłam jeszcze ułożyć usta w uśmiechu, poczuwszy, jak głaszcze mnie po włosach.
Rano, gdy się obudziłam, jego już nie było, więc sama udałam się do klasy. W tłumie mignęła mi gdzieś Heather, więc pomachałam jej nieśmiało, wzrokiem szukając brata. Nah, nie widziałam go. Wszystkie lekcje przeżyłam w zamyśleniu oraz z krzywym uśmiechem.
– Wszystko dobrze? - Wzdrygnęłam się i spojrzałam nieprzytomnie na blondynkę, poszerzając delikatnie uśmiech.
– Tak, tylko się zamyśliłam – powiedziałam nadal odrobinę rozkojarzona.

Rozejrzałam się wokoło, szukając jakiejkolwiek drogi ucieczki od trzech, zawzięcie kłócących się par. Serio, niedługo iskierki Jamesa zaczną stwarzać przynajmniej zagrożenie pożarowe, bo to zaczęło przekraczać wszelkie granice. Dla przykładu Dexter i Foma właśnie się coś gryźli, na tyle, że w ciągu paru chwil powinni zacząć rozdrapywać własne tętnice. Usłyszałam tylko coś o "kocie" i "kyo", co nie powinno skończyć się dobrze. Jednocześnie Hera z Vincentem w tym samym momencie również rozpoczęli przedwczesne przygotowania do święta mordowania, bo inaczej nie można tego nazwać. Zwykle spokojny wampir odpitalał teraz cuda, świecąc przed Rudą zębiskami, która nie była mu dłużna - nawet jeżeli w przeciwieństwie do niego nie posiadała kłów wielkich. Jednocześnie Jamesa złapała sekretarka, zaczęli się o coś drzeć - a James się przecież nigdy nie drze! Zanim i mi zaczęło odwalać przez empatię, zawinęłam się najbliższymi drzwiami. Wpadłam przy okazji na siostrę Marvilla. 
– Wszystko dobrze? – spytałam z uśmiechem, widząc jej rozdygane emocje. 
– Tak, tylko się zamyśliłam – powiedziała nadal odrobinę rozkojarzona.
– Długi dzień i krótka noc, co?

– Długi dzień i krótka noc, co?
Uśmiechnęłam się do niej szerzej i z wahaniem pokiwałam głową.
– Można tak powiedzieć – odpowiedziałam powoli, jakby dobranie tych trzech słów kosztowało mnie dużo wysiłku i jakbym nadal nie była pewna ich doboru. Jednak zaraz się ogarnęłam, a przynajmniej starałam wydawać się ogarnięta. – A u ciebie wszystko w porządku? Jak zabijanie Dextera i Jamesa – spytałam z lekka żartobliwie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis