wtorek, 27 czerwca 2017

Kompilacja [Cesare x James]

Cesare uśmiechnął się delikatnie i nawet uniósł trochę głowę. W dłoniach trzymał tablet, a wszystkie informacje na temat jego użytkowania próbował wchłonąć do swojego umysłu. 
A co do gotowania to się nie martwił. Wprawdzie nie nadawał się na kucharza najwyższej klasy, ale jego potrawy były zjadliwe, a nawet, jeśli wierzyć Clarine, smaczne. 
– Chyba nie mam wyboru – odpowiedział trochę śmielej z delikatnym uśmiechem.

– Powiedz mi tylko, że umiesz gotować, a się od ciebie nie odczepię – odparłem z rozbawieniem. To w sumie było nie fair. Heather była w stanie sama sobie nieco pogotować, ale najczęściej jadła o tak dziwnych porach, pomiędzy nawałem pracy w rzadkich momentach przerwy, że nikt więcej się nie łapał. Z kolei Dexter zagarnął Fomę w całości dla siebie, a jak już trzasnął, to zwykle zjadał dobre rzeczy, zanim ktokolwiek usłyszał, że Foma woła na żarcie. 

– Jeśli można wierzyć mojemu opiekunowi, to umiem – odpowiedział po chwili wahania, ale z nietypowym dla siebie uśmiechem.
Może Clarine rzeczywiście miał rację mówiąc, że Cesare znajdzie sobie przyjaciół. W każdym razie jeleniołak chciał w to wierzyć, choć wydawało się to dla niego równie nieprawdopodobne, co zostanie przykładowym królem jakiejś krainy.
Mam przyjaciela – powiedział sobie w myślach na wypróbowanie i zachwycił się brzmieniem tych dwóch prostych słów. Tak nieprawdopodobne, że niemal magiczne. Czuł się jak małe dziecko, które z całą dumą obnosiło się z nową zabawką. Nigdy nie miał prawdziwego dzieciństwa i takie proste rzeczy sprawiały, że chciał wierzyć w świat.
Podniósł do góry głowę i spojrzał nieśmiało na Jamesa. Nawet zdobył się na to, by posłać mu przyjacielski uśmiech! Choć nie był pewny czy nie wyglądało to bardziej jak bliżej nieokreślony grymas. Nie był przyzwyczajony do uśmiechania się.
Wtedy usłyszał donośne burczenie w brzuchu chłopaka i kąciki jego ust powędrowały jeszcze bardziej do góry. Ramiona zadrżały mu od wstrzymywanego śmiechu.
– Głodny, co? – spytał szczerze rozbawiony, a dopiero wtedy dotarło do niego jak lekceważąco się zachował.
Cesare natychmiast spuścił głowę w dół i cofnął się spłoszony swoją odwagą. Wbił przerażone spojrzenie w swoje splecione ze sobą dłonie, a oddech mimowolnie mu przyspieszył.
Złe zwierzę - gruby, wściekły głos jego dawnego pana zabrzęczał mu w całej swojej sile w głowie. - Jesteś, byłeś i będziesz tylko zwierzęciem stworzonym by płaszczyć się do stóp swoich panów. Jesteś, byłeś i będziesz tylko nędznym niewolnikiem. Nie zapominaj jeleniu, gdzie twoje miejsce.
Cichy głos w głowie Cesare zdawał się wołać, że to nieprawda, że już po wszystkim, ale zniknął on w chaosie nagłych myśli i wspomnień. Cesare przysięgał, że znów czuje, jak jego pan go poddusza ciągnąc za łańcuch przypięty do kolczastej obroży na szyi.
–Ja... ja... przepraszam. To się więcej nie powtórzy – powiedział spanikowany, wyłamując sobie palce. Zaraz potem zganił się w myślach za to, że się tłumaczy. Za to, że był taki słaby. W głowie znowu zabrzęczały mu dwa kluczowe słowa.
Złe zwierzę.

– Już cię kocham – powiedziałem z rozbawieniem. Umiał gotować i miał cztery racice, na cesarza, czego chcieć od życia więcej? W myślach widziałem już, jak Heather z Dexterem z zazdrością spoglądają na moje pełne smakowitości racje żywnościowe, które pochłaniam niczym Kudłaty z kreskówki, którą kiedyś Heat przywiozła z domu do ośrodka. Chłopak w międzyczasie posłał mi coś, co w zamierzeniu prawdopodobnie miało być przyjacielskim uśmiechem, a w praktyce przypominało bardziej skrzywienie czarnowłosego okularnika, gdy ktoś podbijał nieopatrznie do Fomy, zapominając o pewnym drobnym szczególe w postaci tabliczki "Zajęty!". Pokręciłem z niedowierzaniem głową, zastanawiając się, jak to możliwe, że jeleniołak, który jeszcze niedawno był niewolnikiem (Zapamiętać, podziękować Heat za zakreślanie i streszczenia akt!),, zachowuje się tak swobodnie. Zaburczało mi w brzuchu. Głośno. Potwornie głośno, jakby chóry anielskie dopominały się o uwagę. 
– Głodny, co? – spytał rozbawiony. Miał piękny uśmiech, naprawdę szczery, nawet jeżeli nienawykły do ukazywania się na jego ładnej, drobnej twarzy. Jednak już po chwili w oczach chłopaka ponownie pojawił się strach, on sam napiął mięśnie i ponownie wycofał się. 

– Ja... ja... przepraszam. To się więcej nie powtórzy – wyjąkał. Na Cesarza, wyglądał, jakby zaraz miał z nerwów wyzionąć ducha. Zrobiłem ostrożny krok w jego stronę, z rękami uniesionymi przed sobą, a potem jeszcze jeden. I kolejny. Aż w końcu wyciągnąłem dłoń, głaszcząc go po szyi. (Miał bardzo miękkie futro). 
– Hej, spokojnie. Powiedzieć, że głodny to mało – powiedziałem swobodnie, mając nadzieję, że zaraz mi nie wpadnie w jakiś większy atak paniki. – Co powiesz na przekąskę? 

Cesare spiął się, czując dłoń Jamesa na swojej szyi. Zastygł w miejscu i czekał aż palce chłopaka zacisną się na jego zgrubionej przez blizny skórze. Czekał aż zacznie go dusić, ale nic takiego się nie stało. Palce odziane w rękawiczkę delikatnie go głaskały, a on niemal nie otworzył ust ze zdziwienia. Jedyne Clarine był wobec niego łagodny i delikatny, każdy inny dotyk był brutalny i bolesnym. Ten dość osobisty gest wbrew wszystkim prawom wszechświata uspokoił zamiast przestraszyć Cesare. Jakby tego było mało, jeleniołak nieśmiało lgnął do tego dotyku, który był dla niego nowym doświadczeniem.
– Hej, spokojnie. Powiedzieć, że głodny to mało. Co powiesz na przekąskę? – zapytał James swobodnym tonem.
Cesare podniósł głowę i spojrzał w łagodne czekoladowe oczy chłopaka. Blondyn zdecydowanie naruszył strefę bezpieczeństwa jeleniołaka. Wystarczyłoby, że Cesare wyciągnie do przodu rękę i mógłby chwycić z mundurek Jamesa. Jednak mimo wszystko jeleniołak się nie cofnął.
– Jeśli chcesz – przytaknął, ruszając nieśmiało uszami.

Kilka minut później znajdowaliśmy się już w bezpiecznej i wolnej od innych osób kuchni. Jeleniołak sprawnie zorientował się, co gdzie leży, całe szczęście, bo sam nie miałem o tym kompletnie zielonego pojęcia. Sól od pieprzu odróżniałem tylko po kolorze, a gdy Foma z Heather rozmawiali o jakiś rodzajach ziół i innych dziwnych rzeczach, byłem w stanie tylko kręcić z niedowierzaniem głową. Cynamon dla mnie to proszek, wanilia podobnie, ewentualnie smak lodów, a oni zaczęli jakieś dziwne wynaturzenia. Wyglądało na to, że znaleźliby wspólny język z Cesare, który wyglądał, jakby był w swoim żywiole. 

Kuchnia nie była jakoś specjalnie nowoczesna, ale była to tak naprawdę jedyna technologia, którą Cesare potrafił okrzesać. Wprawdzie aneks diametralnie różnił się od tego, który miał Clarine czy jego dawni właściciele, ale wystarczyło pare pobieżnych spojrzeń i już wiedział co i jak. Cesare zdjął plecak, który wylądował na podłodze wprost obok torby z jego grzbietu i zaczął przeglądać szafki. W tym czasie James usiadł przy stole i patrzył na poczynania jeleniołaka.
Cesare stanął nagle i kątem oka spojrzał na chłopaka przy stole. Przygryzł wargę, zastanawiając się, co może on lubić. Niestety miał za mało odwagi by spytać. Zajrzał do lodówki, błagając w myślach, by były w niej jajka. Choć los się nad nim zmiłował.
Nie minęła chwila, a na stole pojawiły się wszystkie składniki potrzebne do naleśników - jego specjalności. W jednej z szafek znalazł miskę i patelnię. Szybko przygotował ciasto, a już po chwili całą kuchnię wypełnił zapach smażonych naleśników. Talerz po chwili zapełniał się rumianymi plackami, więc Cesare przeszukał szafki w poszukiwaniu dodatków do nich. Panicznie próbował wypatrzeć czegoś na kształt masła czekoladowego, orzechowego lub bitej śmietany czy choćby owoców. Niestety nie znalazł niczego, więc niemal biegając po małym pomieszczeniu robił własnoręcznie bitą śmietanę na przemian z przerzucaniem placków na drugą stronę.
Przygotowywanie jedzenia zajęło mu łącznie piętnaście minut. Po kwadransie przed Jamesem stał już talerz parujących naleśników, a obok w miseczce wzrok kusiła własnoręcznie zrobiona bita śmietana.
– Nie wiedziałem co zrobić, ale mam nadzieję, że lubisz naleśniki. Mogę przygotować coś innego, jeśli chcesz – powiedział szybko, po czym dodał: – Smacznego.
Obrócił się i podszedł do zlewu. Odkręcił wodę, nalał płynu na gąbkę i zaczął zmywać, modląc się by jednak smakowało.

Usiadłem przy stole, decydując się nie przeszkadzać mistrzowi przy pracy. Moje umiejętności kuchenne współgrały z tymi od Dextera, czyli nawet wodę na herbatę byliśmy w stanie przypalić. Po prostu w moich stronach tego rodzaju rzeczy były oczywistością - a oczywistości ogarnialiśmy za pomocą magii, nie pracą fizyczną. Widzieć, że jajecznica nie ubija się sama z siebie za sprawą drobnego zaklęcia, to jak nieprzebyty przez nikogo jeszcze szok kulturowy. Barbarzyńcy, wszędzie barbarzyńcy. Z zamyślenia wyrwał mnie dopiero zapach ambrozji. Czystej, nieprzeniknionej ambrozji. Zaciągnąłem się wonią naleśników, praktycznie podskakując na krześle. Chłopak wyczyniał akrobacje, patatajał i robił wiele dziwnych rzeczy, których nie byłem w stanie nazwać, ale hej, gotowanie to sztuka, a sztuka wymaga potwierdzeń, a prawdziwi artyści mają prawo robić dziwne i niezrozumiałe rzeczy. W końcu tworzą wiekopomne dzieła, a sądząc po zapachu - to było z rodzaju tych wybitnych i wybitniejszych. 
– Nie wiedziałem co zrobić, ale mam nadzieję, że lubisz naleśniki. Mogę przygotować coś innego, jeśli chcesz – powiedział szybko, po czym dodał: – Smacznego.
Spróbowałem z rozkoszą jeden kęs. Potem drugi. Zanurzyłem w bitej śmietanie. Na cesarza, ten jeleniołak to geniusz. Sekret tkwi w racicach czy silnych ramionach do ubijania? Zapamiętać, sprawdzić. W każdym razie – cudowny smak rozpływał się na języku. Ponownie dźwięki wyrwały mnie z zamyślenia, tym razem wody z kranu. Pochłonąłem jeden naleśnik, zanim spojrzałem na chłopaka. 
– Um, nie jesz? – spytałem. – Chwila, ty gotowałeś, ja zmywam! – powiedziałem z rozbawieniem, zanim dodałem. – A naleśniki cudowne – wyjąknąłem, dobierając kolejny kęs. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis